Wracam do cyklu INSPIRACJE, którego już od bardzo dawna nie gościłam na
moim blogu. Pomimo obecnej pory roku dzisiejsze inspiracje nie będą świąteczne. Mam nadzieję, że nikomu nie sprawi to zawodu.
Przeglądanie stron internetowych szwedzkich agencji nieruchomości jest czynnością niezwykle zajmującą, prawdziwym pożeraczem czasu. Można na nich znaleźć naprawdę świetne zdjęcia i wysmakowane aranżacje. Oczywiście wiem, że również w Szwecji musi istnieć wiele pośrednictw, które podchodzą do sprawy tak, jak to się dzieje u nas: byle jakie zdjęcia, bez pomysłu, bez gustu, ogólnie - bez polotu. Jednak oferta tych szwedzkich agencji, które znam, jest naprawdę miła dla oka. Skąd znam? Z blogów wnętrzarskich oczywiście. Nie, nie przymierzam się do zakupu mieszkania w Sztokholmie. Ale popatrzeć zawsze można i, jak wspomniałam, jest to bardzo przyjemne.
Fantastic Frank to przykład skrajny; agencja (słynna wśród blogerów), która podniosła sprzedaż nieruchomości do rangi niemalże sztuki. Zatrudnia najlepszych stylistów i chyba równie dobrych fotografów. Podejrzewam, że styliści Franka są w stanie wnieść do mieszkania absolutnie całe ruchome wyposażenie (i zapewne wiele z niego wynieść), aby odpowiadało ich wizji. Malowniczo rozrzucą pościel ma łóżku, wygniotą poduchy na sofie, na stole ustawią filiżankę z niedopitą kawą i talerzyk ze smakowicie nadgryzionym ciastkiem. Wszystko po to, by klient miał wrażenie toczącego się życia, w którym chciałby wziąć udział. Bo ta agencja sprzedaje właściwie nie domy czy mieszkania, w sensie czterech ścian i kawałka podłogi, ale iluzję DOMU, czyli miejsca, w którym chce się żyć. Oczywiście tym, co się w rezultacie kupuje są tylko owe cztery ściany; bez japońskich grafik, wygodnej sofy, stosu książek na podłodze i mebli vintage - i nabywcy zdają sobie z tego sprawę. Ale taki sposób prezentacji pokazuje potencjał mieszkania, inspiruje i rozbudza marzenia. A marzenia, jak wiadomo, są bezcenne. Bo oczywistym jest również, że ktoś za tę wyrafinowaną usługę musi zapłacić, a w końcowym rozrachunku tym kimś jest oczywiście Szanowny Nabywca, Drogi Klient.
Ale dość o strategii marketingowej, wróćmy do samego mieszkania, które zwróciło moją uwagę. Lokalizacja: Sztokholm. To jest to, co lubię. Białe ściany, drewniana podłoga i w ogóle sporo ciepłego drewna (ale nie za dużo, idealna równowaga), zbiór ciekawych starych mebli, każdy z nieco innej parafii, ale wszystkie pięknie się ze sobą komponują. Interesujące dekoracje, nieco zieleni. Jest intrygująco, ale jednocześnie prosto, lekko i bez zadęcia. Aż chce się tam zamieszkać, a przynajmniej ja bym chciała, bo ten styl bardzo mi odpowiada.
I to jest właśnie ta iluzja, bo mieszkanie, prawdę powiedziawszy, ma wiele mankamentów. Niby 47 m2, ale zadziwiająco mało się w nim mieści (być może wkradł się tu błąd, bo z planu wydaje mi się, że jest tu raczej trzydzieści kilka metrów). Nie ma balkonu, przedpokój zajmuje stanowczo zbyt wiele miejsca, owszem, można by je jakoś wykorzystać, ale brakuje w nim dziennego światła. Kuchnia też jest ślepa (doświetlona z sypialni przeszkloną ścianką), ciasna, ma mało miejsca do pracy i w dodatku kuchenka stoi w niej obok lodówki; w sypialni nie mieści się nic oprócz łóżka. Ale jak pięknie odwraca się naszą uwagę od tych niedogodności! Czyli - dobra robota ;) Popatrzmy:




Ale zaraz, a gdzie jest np. komputer? Telewizora można nie mieć, ale sprzęt audio chyba by się przydał? Gdzie jest duża szafa na ubrania, gdzie się trzyma odkurzacz, gdzie miejsce na mop i wiadro? Są co prawda dwie garderoby, ale chyba niezbyt wiele się w nich mieści. Ale to przecież nie jest wnętrze wzięte z życia, a stworzone ręką stylisty. Wprawne oko zauważy też, że te same rośliny są przenoszone z miejsca na miejsce i wielokrotnie fotografowane.
No dobrze, dlaczego ja się tak nad tym rozwodzę, zamiast pokazać po prostu ładne obrazki? Dlatego, że oglądając takie ładne obrazki w czasopismach, w Internecie, pewnie nie raz zastanawialiście się: dlaczego moje mieszkanie nie jest takie idealne? Dlaczego kapcie pod moim łóżkiem nie wyglądają tak stylowo, a pościel na nim nie układa się w takie miłe dla oka fałdy, dlaczego okruszki na moim talerzu nie są tak malarskie? Dlaczego przedmioty niedbale rzucone tu i ówdzie w moim mieszkaniu nie zachwycają, a irytują? Dlaczego ja tak pięknie nie mieszkam? Mnie to nie raz przyszło do głowy. A stąd już tylko krok do frustracji. Tymczasem odpowiedź jest prosta. Nikt tak nie mieszka, to tylko iluzja - i trzeba o tym pamiętać.
Na koniec jednak miły akcent. To, co w tym mieszkaniu najbardziej zwróciło moją uwagę i właściwie skłoniło do pokazania go tutaj. Lampa. Zwróciliście uwagę na pierwszym zdjęciu? Nie? No to jeszcze raz. Lampa - klatka dla ptaków (jak niepokojąco koresponduje z głową kota na ścianie). Bardzo mi się podoba, fantastyczny pomysł. Szkoda, że ja na to nie wpadłam. Ale to nic, kiedyś może i tak sobie taką zrobię. W końcu naśladownictwo to najwyższa forma uznania ;)
Zdjęcia: Fantastic Frank (www.fantasticfrank.se). Wszystkie zdjęcia z tego mieszkania można obejrzeć TUTAJ.
A stronę agencji
Fantastic Frank naprawdę warto odwiedzić. Ma dwa oddziały, w Berlinie i w Sztokholmie, wiec można sobie porównać style w dwóch krajach. Moim zdaniem to dużo lepsze niż lektura polskich magazynów wnętrzarskich, w których zazwyczaj dominuje raczej mało wyrafinowany styl "na bogato".
Uzupełnienie:
Lampa ptasia woliera pochodzi prosto z Paryża, z pracowni
Mathieu Challièresa. I zdecydowanie będę ją musiała zrobić sobie sama ;)