czwartek, 6 września 2012

Jesień - czas na zmianę dekoracji (i nowy stolik do kawy)

Po sierpniu, kiedy wszystko się we mnie buntuje, że dlaczego już, dlaczego tak szybko, tak mało go było (lata), a już się kończy - przyszedł wrzesień i muszę przyznać, że... lubię ten czas. Nareszcie można odpocząć. Od upałów, od wewnętrznego przymusu spędzania każdej możliwej chwili na zewnątrz (bo przecież lato takie krótkie), od niespełnionych oczekiwań (bo pogoda jak zwykle nie taka). Jest jesień i człowiek już na zbyt wiele nie liczy, a jeśli jesień zaczyna się łagodnym babim latem, jest to jak prezent od losu. Ale powoli można się już przyzwyczajać do myśli, że centrum życia przeniesie się teraz bliżej okolic kanapy. Dlatego doszłam do wniosku, że przydałby mi się porządny stolik do kawy. Do tej pory tę funkcje spełniało kilka zestawionych razem taboretów, ale teraz potrzebuję czegoś, na czym wygodnie można podać kawę i szarlotkę dla kilku osób. (Dlaczego akurat szarlotkę? Odpowiedź TU). No i mam:





              A tak prezentuje się w całości:



Długo go szukałam, bo miałam sprecyzowane oczekiwania:
1. Drewniany.
2. Biały/rozbielony.
3. Słusznych rozmiarów (bo na kanapach zmieści się sześć osób).
4. Koniecznie musiał się pod nim zmieścić duży wiklinowy kosz, w którym trzymam pledy i koce.
5. No i wreszcie - nie chciałam na niego przeznaczać zbyt wielkich funduszy.

W końcu wpadłam na pomysł genialny w swej prostocie: mój stolik to po prostu mały stół jadalniany, Ingo z Ikei, z litej surowej sosny - z przyciętymi nogami. To był strzał w dziesiątkę! Koszt to około połowa ceny za najtańszy stolik oryginalnie do kawy, spełniający moje oczekiwania. Wystarczyła mała piłka ręczna, trochę farby (rozwodniona farba do drewna) i trochę cierpliwości. Po rozbieleniu jest naprawdę piękny! Lubię takie proste meble, a drewno jest zawsze szlachetnym materiałem. Myślę, że będzie mi dobrze służył przez długie lata.

Jak widać zmienił się też wystrój salonu. Motywy przewodnie to "czarno na białym" (z akcentami czerwonymi) oraz "las". (Jak było przedtem można zobaczyć TU. Wystarczyło tylko zmienić tekstylia).




Jak zwykle byłam jednak niekonsekwentna i żeby ocieplić ten czarno-biało-czerwony schemat, dodałam zasłony w tonacji beżowo-brązowej.



Jeszcze rzut oka na część jadalnianą. Czerwone akcenty wprowadziłam do pokoju, żeby mieć pretekst do położenia obrusa w biało-czerwoną krateczkę. Ma na mnie bardzo kojący wpływ.





Jesień nie taka straszna, jak ją czasem malują.