niedziela, 13 kwietnia 2014

ZŁÓŻ SOBIE NA WIELKANOC: zajączek-pudełko


Moja kwietniowa propozycja origami może być zabawnym akcentem na wielkanocnym stole. W pudełku w formie zajączka mogą znaleźć się pisanki, małe bukieciki kwiatów, drobne przekąski. Zapraszam do zabawy, wideo z instrukcją składania można znaleźć TUTAJ.


Na koniec jeszcze cotygodniowy raport kwitnienia. Dziś tylko jedna nowość, ale za to dosyć zaskakująca: kwitnie róża - odmiana "Canary Bird". Posadzona parę tygodni temu oczywiście jest dosyć mizerna, ale jeśli rzeczywiście wyrośnie z niej dwumetrowy krzew o wdzięcznie wyginających się pędach, obsypanych małymi żółtymi słoneczkami, będzie zjawiskowa.


niedziela, 6 kwietnia 2014

Cotygodniowa porcja wiosny

  
Nareszcie doczekałam się pełni kwitnienia narcyzów na trawniku, kwitnie też forsycja. Poza tym w ogrodzie bez większych zmian. Krokusy już przekwitły, ale reszta kwiatów z poprzednich wpisów dzielnie się trzyma. Dominują pierwiosnki, pigwowiec nadal w pączkach.


  
Tym co w moim ogrodzie w tej chwili cieszy mnie najbardziej, jest chyba mój nieporządny trawnik. Choć trawnik to nie jest odpowiednie słowo, bo trawy tam jak na lekarstwo. Jest żółto od pierwiosnków, biało od zawilców i stokrotek. Wkrótce zrobi się fioletowo od kwiatów rzeżuchy łąkowej. Tak wygląda wiosną trawnik, którym się zbytnio nie przejmujemy - tę część kosiłam tylko dwukrotnie w ostatnim roku. (Ten koszony regularnie jest nudny i nijaki).




 
Te czerwonawe badyle to pędy malin - robię z nich efemeryczne żywopłoty. W zeszłym roku posadziłam je w półokręgu, w tym roku na drugiej części tego okręgu dosadziłam trzy krzewy róż. W założeniu latem ma z tego powstać malinowo-różna komnata - pędy roślin stworzą zielone ściany, a w środku można będzie ustawić fotel, słuchać brzęczenia pszczół i upajać się zapachem róż... Na to liczę.

A w następnym poście nie będzie ani kwiatków, ani dziwnych potraw. Będzie za to coś do złożenia :)
Miłego tygodnia!

środa, 2 kwietnia 2014

Znów na dziko: sałatka z mniszka lekarskiego

Ciąg dalszy eksperymentów kulinarnych (Moniko, chciałaś - masz ;)). Mniszek lekarski można jeść - nie tylko w postaci syropu lub wina z kwiatów, z czym pewnie większość osób się zetknęła. Do jedzenia nadają się też liście, a głównym surowcem zielarskim jest korzeń. (Liście mają podobny do niego skład, lecz substancje aktywne występują w nich w małym stężeniu). Przepis tym razem pochodzi z mojej głowy.  Łuczaj co prawda o takim zastosowaniu mniszka wspomina, ale przepisu nie podaje.Wiadomo, że liście są gorzkawe, postanowiłam zrównoważyć ten smak na słodko-kwaśno.

Sałatka z mniszka lekarskiego

- młode liście mniszka lekarskiego
- jajko ugotowane na twardo

 sos:
- oliwa
- ocet jabłkowy
- składnik słodki (dodałam... zalewy miodowo-octowo-ziołowej z domowych brzoskwiń; inne pomysły: odrobina miodu albo syropu owocowego albo... można wykazać się inwencją)

Liście mniszka dokładnie umyć i osuszyć. Oliwę dobrze wymieszać z octem w proporcji 2:1 i trzecim składnikiem za pomocą trzepaczki. Mniszek przełożyć na talerz, dodać pokrojone jajko, polać sosem. Zjeść.




 
Jak to smakuje? Same liście mniszka smakują jak... gorzka sałata, czyli pomijając goryczkę, która jest nutą dominującą, są raczej bez smaku. Trzeba pamiętać, że im starsze liście i im więcej mlecznego soku wydzielają, tym bardziej będą gorzkie, więc lepiej wybierać te naprawdę młodziutkie. Z wyrazistym sosem i czymś jeszcze (czyli np. z jajkiem) całkiem niezłe, ale mniszek lepiej sprawdziłby się nie jako solista ale jako dodatek do innych warzyw liściastych, np. rukoli.

Osoby, które po tym i poprzednim wpisie być może zaczynają się o mnie martwić, pragnę uspokoić. Nie, nie jest ze mną tak źle finansowo i nie, na pewno się niczym nie zatruję. Jem też "normalne" jedzenie, a wszelkie "dziwne" składniki stosuję w naprawdę bardzo bezpiecznych ilościach.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Niech żyje pokrzywa!

Mój plan na wiosnę i lato 2014 to przetestować jak najwięcej przepisów z książki Łukasza Łuczaja "Dzika kuchnia". Okazuje się, że natura jest bardzo hojna i żeby zdobyć jedzenie wystarczy tylko wyciągnąć rękę i narwać trochę zielska. Bez pieniędzy, bez siania i orania. Na okładce książki czytamy, że zawiera opisy roślin, przepisy kulinarne i felietony. Te ostatnie nie przypadły mi do gustu, moim zdaniem nie wnoszą nic szczególnie interesującego i spokojnie można je pominąć, natomiast cała książka jest bardzo inspirująca. Dowiemy się z niej o właściwościach jadalnych roślin, jak ich nie pomylić z innymi i w jaki sposób je przyrządzić. Niektóre przepisy są trywialne i oczywiste, jak np. tarty z owocami leśnymi, ale większość z nich nigdy nie przyszłaby mi do głowy. Zrobilibyście zupę-krem z jasnoty? Albo pierogi z młodymi liśćmi buka? A można. Dotychczas wypróbowałam tylko jeden przepis, ale na pewno na tym nie poprzestanę. I może stworzę kilka własnych "dzikich" przepisów.



Zaczynam od królowej kwietnia, czyli niedocenianej i nielubianej pokrzywy. Pokrzywa zawiera dużo żelaza, magnezu i witaminy A, C i z grupy B i na tym lista się nie kończy. Samo zdrowie! Z książki Łukasza Łuczaja wybrałam (na pierwszy ogień) placuszki pokrzywowe. Przepis nieco zmodyfikowałam.

Placuszki pokrzywowe

- 2-3 l liści pokrzywy (orientacyjnie, ogólnie rzecz biorąc - dużo)
- 2 jajka
- 1 szklanka mąki (użyłam orkiszowej chlebowej, akurat nie miałam innej)
- 4 łyżki cukru i/lub rodzynki, posiekane suszone jabłka lub śliwki
- 1/2 łyżeczki soli
- tłuszcz do smażenia




Pokrzywę wypłukać i zmiksować w blenderze. Dodać resztę składników i powtórnie zmiksować. (Alternatywnie: pokrzywę drobno posiekać i wymieszać z pozostałymi składnikami). Jeśli ciasto jest za suche, dodać trochę wody. Smażyć jak racuchy.



To wszystko jeśli chodzi o przepis. A teraz kilka słów o moich wrażeniach. Po raz pierwszy zbierałam pokrzywę w celach kulinarnych i zaskoczyło mnie to, że pachnie. Kiedy przyniosłam koszyk do domu, wyraźnie dało się wyczuć słodki, ziołowy, przyjemny zapach. Placki wyszły smaczne, smak pokrzywy jest bardzo delikatny, więc jeśli zamierzacie nakarmić pokrzywowym jadłem rodzinę nieufną wobec "zielska", możecie zataić informację o tym składniku ;). Choć mogą się zorientować po kolorze: placuszki w środku były intensywnie zielone, co nasuwa mi kilka innych pomysłów na wykorzystanie pokrzywy - jako barwnika spożywczego. Do przetestowania. A jeśli można z pokrzywy zrobić placki na słodko, to dlaczego nie pikantne? A może naleśniki? Wspominałam, że ta książka jest inspirująca?

Podsumowując: pokrzywa jest świetna, nie wiem, dlaczego wcześniej jej nie jadłam. Należy ją zbierać wczesną wiosną, najlepiej właśnie teraz. Ze starszych pokrzyw zbieramy tylko wierzchołki z kilkoma liśćmi. Pokrzyw kwitnących już nie jemy. Jeśli macie ochotę na więcej pokrzywowych dań, to kilka znajdziecie na blogu Moniki.

Smacznego!