czwartek, 28 lutego 2013

Ostatni taki dzień...

Zazwyczaj na moim blogu piszę o rzeczach przyziemnych i codziennych. Dziś zrobię wyjątek, bo ostatni taki dzień jak dziś zdarzył się 719 lat temu. Dzień, w którym papież abdykuje - wtedy był to Celestyn V. Dziś Benedykt XVI opuścił już Rzym i udał się do Castel Gandolfo. O godzinie 20.00 sprzed drzwi jego apartamentu zniknie straż Gwardii Szwajcarskiej, na znak, że Benedykt XVI nie jest już głową Kościoła, a emerytowanym papieżem. Nie chcę w tym miejscu snuć rozważań na temat znaczenia tego faktu, na ten temat zapewne każdy ma własne przemyślenia. Jest to jednak fakt historyczny i chciałam, żeby pozostał po nim jakiś ślad także w moim małym wirtualnym świecie. Czas pokaże, czy to wydarzenie pozostanie niezwykłym i wyjątkowym, czy też stanie się zwyczajem i instytucja papieża-emeryta, coś, czego jeszcze niedawno nie umieliśmy sobie wyobrazić, zostanie stałym elementem współczesności.




***
Na zdjęciach: Rzym A.D. 2008 oraz kwiaty w kolorze papieskiej bieli, z mojego ogródka A.D. 2012.

środa, 27 lutego 2013

Wiosna w domu

Czekając na wiosnę prawdziwą, zafundowałam sobie jej namiastkę w domu. Mój parapetowy ogródek jest w pełni kwitnienia.





Znalazły się w nim też pierwsze sadzonki  (truskawka "Temptation") i zaszczepki pobrane z pelargonii.


W salonie znowu zmiany. Właściwie drobne, choć efekt bardzo rzuca się w oczy. Już na pewno ostatnie - w każdym razie na najbliższe pół roku ;). Dominuje mój ulubiony kolor - niebieski - w różnych odcieniach, wzbogacony drobnymi akcentami żółtego i fuksji.


Na ścianie znów znalazła się tapeta, która wisiała tu zeszłej wiosny. Tkanina, którą przedtem tu zawiesiłam, wprowadzała jednak zbyt duży nieporządek. Ale znalazłam dla niej inne zastosowanie. Wróciła na ścianę - tym razem oprawiona w ramkę jako obraz. Oprócz tego uszyłam z niej obrus i zasłonę.



Kolor, kolor i jeszcze raz kolor! Szare jest piękne, ale chwilowo nie mam na to ochoty.

Wczoraj dotarła do mnie paczuszka z zamówionymi nasionami - w następnym wpisie będzie o sianiu i sadzeniu. I trochę zdjęć z lata.

Miłego dnia!

niedziela, 24 lutego 2013

Wiadomość z ostatniej chwili

Właśnie rozpoczęły się wiosenne targi mieszkaniowe!



I bardzo mnie cieszy, że w tym roku do lokalu na jabłoni przymierzają się moje ulubione modraszki.





sobota, 23 lutego 2013

Korzenne ciasto jabłkowe - dla zapracowanych (lub leniwych)


Niedawno pisałam, że lubię luty. Póki co, zdania nie zmieniam. Lubię luty również za ostatnie (miejmy nadzieję) leniwe weekendowe popołudnia. Wiosną nie będę siedzieć w domu, ale na razie mogę się jeszcze z czystym sumieniem wygrzewać w cieple domowego ogniska (dosłownie). Luty to też ostatni dzwonek na zimowe wypieki - według mnie do tej pory roku pasują przede wszystkim ciasta z jabłkami i korzenne. A ponieważ popołudnie ma być leniwe, ciasto będzie szybkie. Nadaje się również dla tych, którzy są zbyt zajęci, by spędzać dużo czasu w kuchni. Jego przygotowanie zajmie chwilę, a pieczenie mniej niż trzy kwadranse. Na wykwintnym przyjęciu pewnie nie zrobi wrażenia, ale jest idealne na domowe popołudnie z rodziną albo przyjaciółmi.



 

Korzenne ciasto jabłkowe

Składniki:
100 g orzechów (włoskich lub laskowych) rozdrobnionych w blenderze lub drobno posiekanych
300 g mąki
szczypta soli
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
4 jajka
500 g musu z jabłek*
cukier (ilość zależy od słodkości musu; dałam dwie łyżki cukru brązowego)
przyprawy: cynamon, imbir, gałka muszkatołowa
3/4 szklanki oleju
1 łyżeczka kakao (opcjonalnie, dla koloru)

Przygotowanie:
Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. Wszystkie składniki szybko łączymy (wystarczy do tego mikser ręczny) - najpierw miksujemy jajka (całe) z cukrem, następnie partiami dodajemy pozostałe składniki. Ciasto wlewamy do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą tortownicy (lub wyłożonej papierem do pieczenia). Ja używam tortownicy z dnem z kominkiem. Pieczemy "do suchego patyczka", czyli 30-45 min. (Jeśli pieczemy z termoobiegiem, ustawiamy temperaturę na nieco niższą). Ciasto dosyć mocno rośnie, a jego powierzchnia pęka. Po wystudzeniu można je oprószyć cukrem pudrem.

Ciasto przypomina piernik, dzięki dodatkowi musu jest miękkie i wilgotne. Można podać do niego podgrzany mus jabłkowy.



* Mus jabłkowy robimy w sezonie na jabłka (ale można też kupić). Najlepiej z jabłek typu antonówki. Jabłka obieramy i kroimy na kawałki, wkładamy do garnka i dusimy aż się rozpadną, od czasu do czasu mieszając. Pod koniec dodajemy cukier. Wkładamy na gorąco do słoików.
Możemy też użyć świeżych jabłek zmiksowanych w blenderze (ok. 400 g, dodajemy wtedy więcej cukru). Jeśli jabłka zastąpimy startą marchewką (i 250 g cukru) otrzymamy równie dobre ciasto marchewkowe. Ale półki mojego kredensu uginają się pod słoikami z musem jabłkowym :)

W nadchodzącym tygodniu - na blogu i nie tylko - przygotowania do wiosny! Podobno po weekendzie ma być ocieplenie :)

czwartek, 21 lutego 2013

INSPIRACJE: Dom z dala od domu

Wybrać się w podróż. Wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet...
A jeszcze lepiej - w podróż zabrać kawałek domu. I poczuć wolność.



Do lata jeszcze długa droga, ale wyobraźmy sobie, że jest tuż za zakrętem.






***
Źródła zdjęć:
1,2. josevillablog.com, 3.Vtwonen, 4. kerriemitchellblog.blogspot.com, 5. modpodgerocksblog.com,
6. tattoodhousewife.blogspot.com, 7. Pinterest, 8. Nesting Newbies, 9. Sunset Magazine,
10. stylishbird.blogspot.com, 11. Wayfare Magazine, 12. imagesbybay.com

poniedziałek, 18 lutego 2013

Lubię luty

Dlaczego? Bo stąd już tylko krok do wiosny! Planując, co pojawi się w tym roku w moim ogrodzie, układam małe parapetowe ogródki.



niedziela, 17 lutego 2013

Sceny z życia kotów

Melancholia


 

 

Pora na dobranoc



Pomimo tych obrazków, w okolicznej kociej społeczności daje się już zauważyć pewne ożywienie...

sobota, 16 lutego 2013

INSPIRACJE: Porcelana z polskich fabryk. Część 2

Ćmielów


Ćmielów to miasteczko na Wyżynie Sandomierskiej, leżące niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego. Dziś ta nazwa jednoznacznie kojarzy się z porcelaną, bo w Ćmielowie znajduje się najstarsza z wciąż działających polskich fabryk porcelany, funkcjonująca dziś pod nazwą Zakłady Porcelany "Ćmielów" sp. z o.o. Jej historia sięga końca XVIII lub początku XIX w. Początkowo ćmielowska manufaktura wytwarzała fajans, porcelanę zaczęto w niej produkować około połowy XIX w. Ćmielowska fabryka to ponad dwa wieki świetnych tradycji, udało się jej przetrwać wszystkie dziejowe zawieruchy. A co dziś ma do zaoferowania?

Jeśli chodzi o nowoczesne linie ćmielowskich wyrobów, to muszę przyznać, że w większości nie przemawiają do mnie. Ćmielów nie ma ani jednego serwisu o zupełnie prostych kształtach. Wydają mi się nieco "przekombinowane", a ich dekoracje nieciekawe. Wyjątkiem jest fason "Quebec" -zupełnie proste talerze plus ciekawa forma głębokich naczyń (nie jestem jednak pewna czy ergonomiczna). W wersji białej, niedekorowanej wygląda świetnie:


Filiżanki z linii "Quebec" występują też jako kolekcja Ewy Minge:

Cóż, bardzo ładne, ale złośliwie zapytam, czy trzeba było aż Ewy Minge, żeby pomalować uszko na złoto i namalować złotą obrączkę na spodku? O ile jednak standardową filiżankę "Quebec" może mieć w domu każdy, to filiżankę z kolekcji Ewy Minge - nieliczni. No ale o to przecież chodzi.

Sztandarową linią Ćmielowa jest "Rococo" - historia tego wzoru sięga jeszcze XIX w. Najbardziej podoba mi się białe "Rococo" ze złotym brzegiem:



a także serwis z delikatnymi kwiatowymi dekoracjami, mający "babciny" urok:


We współczesnej ofercie ćmielowskie zakłady mają też wzory zaprojektowane w latach 30. ubiegłego wieku i te wydają mi się najciekawsze, być może zresztą dlatego, że w ogóle okres dwudziestolecia międzywojennego mnie fascynuje. Mamy więc serię "Bolero" o pięknym i raczej tradycyjnym kształcie:


lecz Ćmielów (jako "kolekcje specjalne") produkuje też dwa inne wzory, również zaprojektowane w latach 30, ale o bardzo odważnej, modernistycznej formie. To serwis do kawy "Kula":

 oraz serwis do kawy "Płaski":



"Kula" - dla koneserów art déco, ale "Płaski" mógłby się sprawdzić również w normalnym użytkowaniu.
W standardowej ofercie jest seria "Lwów", projekt inspirowany serwisem o tej samej nazwie, produkowanym w okresie międzywojennym:


oraz seria "Pułaski" (nie mylić z płaski), nawiązująca do stylistyki lat 30.


Gdybym z oferty Ćmielowa wybierała coś dla siebie, chyba zdecydowałbym się na "Pułaski" ze zdjęcia powyżej - bardzo elegancki, a jednocześnie uniwersalny, sprawdzi się w każdej sytuacji i w każdym wnętrzu. Albo "Bolero", pierwszy serwis z trzech pokazanych - bardziej kobiecy i dekoracyjny.
Wasze typy?





















***
Zdjęcia ze stron:
www.porcelana-cmielow.pl 
sklep.porcelana-cmielow.pl
www.porcelana-cmielow.com

czwartek, 14 lutego 2013

Raz w roku...

Przepraszam, że tak nie w porę. Skończył się karnawał i od wczoraj bardziej stosowny jest popiół lub proch (z którego powstałeś), a ja się zamiast tego z pudrem wyrywam... Z cukrem pudrem (i w dodatku nie piszę o walentynkach). Chodzi o...



...ostatki. Tradycji stało się zadość. Co prawda nie tej, która nakazuje wybawić się do upadłego przed postem,
a jedynie tej, która żąda, by zjeść coś smażonego w głębokim tłuszczu... ale jednak. Na takie specjały mam ochotę tylko raz do roku - w ramach kultywowania tradycji właśnie. I tylko robione w domu, jakoś nie mam zaufania do smażenia przemysłowego (frytek masowej produkcji też nie jadam). Wybrałam się do Mamy - umówiłyśmy się na robienie faworków. Podział pracy był następujący: wyrabianie ciasta - robot, wałkowanie, wycinanie i zwijanie - ja, smażenie - Mama. Oprószyłyśmy chrust cukrem pudrem, delikatnie, tak jak pierwszy śnieg obsypuje chrust w lesie. Potem wyciągnęłyśmy porcelanowy serwis... Chyba wszyscy już wiedzą, że lubię filiżanki.


Pamiątka po babci, której już nie zdążyłam poznać. Życie przemija, pozostają przedmioty... a jednak myśl w klimacie wielkopostnym. Jeśli chodzi o te konkretne przedmioty, to przetrwały pewnie tylko dlatego, że w czasach mojego dzieciństwa nigdy (lub prawie nigdy) ich nie używaliśmy. Stały... właściwie nie pamiętam gdzie. Pewnie za szybą w meblościance. Pamiętam jednak, że kiedy byłam małą dziewczynką, fascynowała mnie zwłaszcza oblewająca je perłowa, opalizująca glazura. Cieniutkie i połyskujące wydawały mi się przedmiotami z innego świata, takiego, w którym mogłyby żyć księżniczki i wróżki. Zupełnie innego niż kryzysowe lata 80.



Dzisiaj też mi się podobają. Serwis pochodzi z lat 60. i musiał być wtedy bardzo popularny. A może jedyny dostępny w tamtych czasach? Identyczny zauważyłam obok Starszych Panów w co najmniej jednym odcinku ich Kabaretu. I zobaczcie tutaj:

taki sam stoi na stole, przy którym siedzi Ryszard Kapuściński. Zdjęcie z okładki książki "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego, Świat Książki, Warszawa 2010. (Świetna książka, nawiasem mówiąc. Jeśli ktoś jej jeszcze nie zna - polecam, zwłaszcza wszystkim miłośnikom Kapuścińskiego i reportażu w ogóle). No tak, może to już jakieś skrzywienie, ale jestem wyczulona na przedmioty i scenografię. Filmy i seriale też oglądam pod tym kątem - co oczywiście nie przeszkadza mi w dostrzeganiu ich innych walorów.



A faworki - oczywiście - były pyszne :)










Dzisiejszy wpis to zapowiedź kolejnego odcinka mojego przeglądu polskiej porcelany.  Kto zgadnie, która fabryka wyprodukowała nasz serwis i o której marce będzie mowa? A może też macie takie pamiątki w domach?

wtorek, 12 lutego 2013

Dzień dobry!








 Małe przyjemności...

Nieśmiertelne goździki, pastelowe wazoniki* i nowa filiżanka. Kupiona na przecenie po rozsądnej cenie. (Skąd te rymy mi się biorą?) Tym razem nie polska - bone china made in China. Wyjątkowo w tym przypadku "chińska" dobrze się kojarzy.

Miłego dnia, dzisiaj ostatki!

* Wazoniki ze słoików i butelek malowanych od środka. Trochę farby (nadaje się farba do drewna i metalu) wlewamy do środka i delikatnie obracając słoik rozprowadzamy po ściankach. Nadmiar wylewamy i zostawiamy do wyschnięcia.