czwartek, 29 maja 2014

Raport kwiatowy

Kwitną... (wybór)

Moje ulubione łubiny, bez których nie może się obyć żaden wiejski ogródek.
 
Len o wdzięcznie skłaniających się łodyżkach.

Powoli rozkwitają pierwsze irysy.
   
Kwitną orliki i późne hiacynty.

Kwitną tajemnicze zakątki.
   
I przeróżne kwiatki.
A także: 

najważniejsze kwiaty sezonu.

niedziela, 25 maja 2014

Kolejny letni, jasny dzień







Dziś zakwitła pierwsza polna róża – a więc naprawdę zaczyna się lato! Dzień znowu jest piękny i jasny. Jedynie konieczność spełnienia obywatelskiego obowiązku trochę mi go psuje (znowu nie ma na kogo głosować).

Ostatnio zaniedbałam blog, owszem, robiłam trochę zdjęć, ale już do zamieszczenia wpisów nie udało mi się zmobilizować. Powodem jest głównie to, że o tej porze roku jest po prostu tyle innych zajęć i szkoda mi każdej minuty, której nie spędzam na polu (lub „na dworze” jeśli ktoś woli, choć akurat to wyrażenie jest dosyć bezsensowne ;)). Ekran mojego komputera niestety nie pozwala na pracę na zewnątrz, bardzo żałuję, bo oprócz tego czasu, który m u s z ę spędzać w ogrodzie (wiadomo – koszenie trawnika itp. „ulubionym hobby”), c h c ę w nim też spędzać trochę czasu tylko dla przyjemności. A ponieważ mój pies domaga się codziennie dwugodzinnego spaceru, z czegoś trzeba zrezygnować. Padło na blog. 

Na szczęście wczoraj odkryłam, że w mojej ogrodowej altance jest na tyle cieniście, że można korzystać z komputera, co prawda nie do końca komfortowo, ale znośnie. Jest więc szansa, że kolejne wpisy będą się pojawiać z większą częstotliwością. Jeszcze w tym miesiącu planuję majową porcję orgiami, bieżący i zaległy raport kwiatowy z mojego ogródka i wpis o kolejnej książce. Nie o tej, którą widać na dzisiejszych zdjęciach. O tej napiszę teraz.

Znalazłam ją we własnym domu, chociaż pojęcia nie mam, skąd się u mnie wzięła. Okładki brak. Książkę wydał „Czytelnik” w roku 1949. „Jasny dzień” autorstwa J.B. Priestleya (1894-1984). Postanowiłam przeczytać ją ze względu na rok wydania. Byłam ciekawa, jakie książki zagranicznych, zachodnich autorów można było publikować w Polsce w roku 1949. W dodatku chodzi o książkę (wtedy) nową, bo w Wielkiej Brytanii ukazała się zaledwie trzy lata wcześniej. A w Polsce „Jasny dzień” wydano przecież w bardzo mrocznych czasach. Być może zaważyło to, że Priestley miał lewicowe poglądy i uchodził za prokomunistycznego. 

Dopiero zaczęłam czytać i jeszcze nie wiem do końca o czym jest ta książka i czy mi się podoba. Akcja toczy się tuż po wojnie, bohaterem jest scenarzysta filmowy, który w sennym hotelu na wybrzeżu Kornwalii próbuje dokończyć scenariusz. Ta praca zostaje przerwana, gdy w starszej parze, zajmującej sąsiedni stolik w jadalni, dostrzega znajomych sprzed wielu lat. To spotkanie zmusza bohatera do sięgnięcia pamięcią 30 lat wstecz, do czasu, gdy się poznali; z jakiegoś powodu czuje, że przypomnienie sobie i poddanie analizie tamtych wydarzeń jest koniecznością. Fabuła cofa się do czasu tuż przed I wojną światową, kiedy młody bohater rozpoczyna swoją pierwszą w życiu pracę w firmie handlującej wełną i poznaje niezwykłą rodzinę dyrektora filii. A więc rzecz dzieje się w mojej ulubionej epoce (jednej z ulubionych), w Anglii na początku XX w. Czytam dalej (na razie ani słowa o Marksie i Leninie).

***
Być może po przeczytaniu całości pojawi się tutaj postscriptum. Wkrótce czekają mnie też krótkie wakacje w Warszawie, więc moje plany blogowe mogą legnąć w gruzach (tzn. być odłożone na czas późniejszy), mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.

Miłej niedzieli wyborczej ;)

sobota, 24 maja 2014

Rankiem

Niespodziewanie nadeszło lato. Kiedy świat wyłonił się z zimnych wód potopu, był od razu rozgrzany do czerwoności, brzęczący i pachnący ciepłą ziemią. Wieje gorący wiatr, z łąk dochodzi głos derkacza i śpiew kumaków. Łąki są żółte od jaskrów i różowe od storczyków. Kwitną sosny i każda płaszczyzna przykryta jest delikatną warstewką żółtego pyłu. Tak było dzisiaj o poranku:






sobota, 10 maja 2014

Półka z książkami: sir Arthur i ktoś jeszcze



Nie tylko jego dzieła wciąż inspirują (patrz: fenomenalny, inteligentnie zabawny "Sherlock" na miarę naszych czasów), również życie sir Arthura Conan Doyle'a jest pożywką dla współczesnej twórczości. Doyle - niespełniony okulista, ale uznany pisarz, szacowny ojciec rodziny i członek elity edwardiańskiej Anglii jest jednym z tytułowych bohaterów powieści Juliana Barnesa "Arthur & George", niezwykłej podwójnej biografii. Drugim jest George Edalji, syn anglikańskiego pastora, skromny prawnik.

Arthur i George żyją w różnych światach, ich ścieżki skrzyżują się w pierwszych latach XX w. w dramatycznych okolicznościach. W wiosce Great Wyrley dochodzi do serii brutalnych okaleczeń zwierząt. Oskarżenie pada na George'a, który zostaje postawiony przed sądem i otrzymuje drakoński wyrok. Oskarżenie jest absurdalne i nie ma żadnych racjonalnych podstaw. George zostaje wytypowany jako sprawca wyłącznie z jednego powodu: lokalna społeczność jest zdania, że "żaden Anglik nie byłby zdolny do popełnienia takiej zbrodni", a społeczność ta widzi w George'u obcego. George bowiem, choć urodził się w Anglii, otrzymał angielskie wychowanie i wykształcenie i sam uważa się za Brytyjczyka, w pełni identyfikując się z brytyjską kulturą, przez innych nie jest tak postrzegany. Różni go jeden, z pozoru bez znaczenia, szczegół: nieco ciemniejszy odcień skóry. Ojciec Georga, ów anglikański pastor, wyemigrował do Anglii z Indii - jest Hindusem.


Pomimo oczywistych błędów w dochodzeniu i postępowaniu sądowym George zostaje skazany na ciężkie roboty i nie ma żadnej możliwości odwołania - w Anglii nie funkcjonują wówczas sądy apelacyjne, wyrok jest ostateczny. Wtedy właśnie w życie George'a wkracza Arthur. Doyle na chwilę wciela się w swojego bohatera Sherlocka i prowadzi śledztwo, które ma wskazać prawdziwego sprawcę wydarzeń z Great Wyrley. Organizuje też kampanię społeczną mającą na celu oczyszczenie imienia George'a, która wpłynęła na wprowadzenie do systemu wymiaru sprawiedliwości sądów apelacyjnych.

Julian Barnes dotarł do listów, dokumentów sądowych, rządowych raportów i tekstów z ówczesnych gazet związanych ze sprawą z Great Wyrley. Na jej kanwie snuje opowieść o brytyjskości, tożsamości, rasizmie, winie. Ale również o miłości, wierności i granicach poznania. Sprawa procesu George'a i walki o jego uniewinnienie jest klamrą spinającą powieść, ale w warstwie fabularnej poznajemy też dzieciństwo obydwu bohaterów, a także ich późniejsze losy. Barnes pokazuje również dzieje pierwszego małżeństwa Doyle'a, jego związku z Jean Leckie, z którą Doyle ożeni się po śmierci pierwszej żony, a także zaangażowania pisarza (lekarza i racjonalisty!) w ruch spirytystyczny. Fascynująca lektura.

A wracając do "Sherlocka", który zasługuje na osobny esej (ale się powstrzymam), to nie przypominam sobie, kiedy ostatnio oglądałam serial, który tak by mnie rozbawił. Jednak widzom TVP2, którzy musieli oglądać go w tłumaczeniu i z lektorem, należą się wyrazy współczucia, w telewizyjnym tłumaczeniu "Sherlock" był dwa razy mniej śmieszny niż w oryginale. Tłumacz serialu chyba nie zrozumiał niektórych żartów i sytuacji, a w wielu przypadkach zamiast tłumaczyć słowa bohaterów, obrażał inteligencję widzów (zapewne sądził po sobie) i tłumaczył, co bohaterowie mają na myśli. A inteligencja to tutaj słowo-klucz. No skandal jednym słowem.

---
Julian Barnes "Arthur & George". Świat Książki, Warszawa 2010. Przekład Joanna Puchalska.

niedziela, 4 maja 2014

Święto kwitnących jabłoni



 
Jest pięknie, biało i brzęcząco. Kwitną jak szalone, jesienią znów czeka mnie "klęska urodzaju". Rozmyślam nad sposobami, jak by temu zaradzić, bo kredens wciąż ugina się pod ciężarem ubiegłorocznych słoików z jabłkowym musem. Może kupię prasę do wyciskania soku i zajmę się produkcją cydru? (Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenie w tej dziedzinie, to oczywiście będę bardzo wdzięczna za sugestie i sprawdzone przepisy).

Miłego tygodnia!