środa, 29 lutego 2012

29 II

Taki dzień jak dziś, nie zdarza się codziennie. A dokładnie - zdarza się raz na cztery lata. Aż się prosi, żeby tak szczególną okazję uczcić jakimś szczególnym wpisem. Niestety, wszystko toczy się dziś swoim zwykłym trybem, żadnych fajerwerków, żadnych niezwykłych zdarzeń. Więc może po prostu napijmy się herbaty. Bo herbata jest dobra na wszystko ;)














niedziela, 26 lutego 2012

O pomidor!

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać o zaletach pomidorów. Niestety na uprawę tych "zwyczajnych" dużych nie mam warunków, szklarni czy tunelu brak, a w gruncie nigdy u mnie nie dojrzeją. W zeszłym roku dostałam jednak kilka sadzonek pomidorów koktajlowych i choć przyznam się, że zaniedbałam je niemiłosiernie, doczekałam się słodkich owoców. Dlatego w tym roku postanowiłam więcej czasu poświęcić ich uprawie. Pomidory koktajlowe mają też tę zaletę, że większość odmian świetnie nadaje się do uprawy w skrzynkach na tarasach i balkonach i to właśnie zamierzam wykorzystać.

Zaczęłam szukać nasion pomidorów koktajlowych i aż zakręciło mi się w głowie od różnorodności kształtów i kolorów! Czego to ludzie nie wymyślą! Pomidory kuliste, jajowate, gruszkowate, czerwone, żółte, a nawet ciemnopurpurowe. Ostatecznie zakupy zakończyłam na sześciu odmianach. Oto one:



























Cytrynek groniasty - odmiana amatorska, wczesna, do uprawy w nieogrzewanych tunelach, w polu przy palikach i na balkonie. Owoce bardzo smaczne, żółte, kuliste, o masie ok. 15 g, zebrane w grona liczące do 65 szt.
Radana - odmiana średnio wczesna, owoce 15-20 g, czerwone, o gruszkowatym kształcie, zebrane w liczne grona. Do dekoracji potraw i jako dodatek do sałatek i kanapek.
Koralik - odmiana silnie rosnąca i krzewiąca się, doskonała na balkony i tarasy. Owoce intensywnie czerwone 1,5-2 cm średnicy, kuliste, licznie osadzone na gronach. Wyśmienite do dekoracji potraw.
Ildi - plenna amatorska odmiana. Owoce bardzo słodkie i soczyste, drobne, żółte, jajowate w kształcie. Mogą dojrzewać na ściętych pędach.
Black cherry - odmiana wysoka, do uprawy w gruncie przy palikach i pod osłonami. Wymaga usuwania pędów bocznych. Owoce bardzo smaczne, drobne, purpurowo-brązowe, kuliste. Doskonałe
do bezpośredniego spożycia i do konserwowania w całości.
Yellow pearshaped - nadaje się do uprawy w skrzynkach na balkonach i parapetach okiennych. Owoce
w kształcie gruszki, żółte lub czerwone, liczne. Świetne do dekoracji potraw i do sałatek.

Powyższe informacje znalazłam na opakowaniach. Mam nadzieję, że jesienią będę mogła napisać własną ocenę tych odmian. Można też nasiona pozyskać z pomidorków kupionych do zjedzenia w sklepie - wtedy mamy pewność, że smak danej odmiany będzie nam odpowiadać.

Szczerze mówiąc, to przy wyborze odmian kierowałam się w dużej mierze ich dekoracyjnością - wyobraźcie sobie sałatkę z pomidorów w trzech kolorach i kształtach, do tego mozzarella i bazylia (też wysiałam już trzy odmiany)! Druga tura mojego tegorocznego siania odbyła się wczoraj (pomidory, trochę kwiatów i ziół). Na zdjęciu obok torebek z nasionami widać sadzonki koralika wysianego pod koniec stycznia. Tylko gdzie ja to wszystko pomieszczę?

sobota, 25 lutego 2012

W wersji letniej i zimowej

czyli jeden przedmiot w dwóch odsłonach

Wczorajszy dzień upłynął mi pod znakiem poremontowego sprzątania. Tak, to wszystko, o czym pisałam
w ostatnich tygodniach, to była tylko odskocznia od tego, czym zajmowałam się przez ten czas naprawdę. Pierwszy etap prac remontowych na poddaszu już na szczęście zakończyłam - to była ta najczarniejsza robota, reszta to już właściwie będzie przyjemność. Nareszcie mogę się zrelaksować, ale nie czuję się jeszcze na siłach, żeby pokazywać efekty mojej pracy. Dlatego dziś mały projekt z archiwum: podnóżek/siedzisko czyli  puf. W stylistyce nieco przeskalowanej robótki szydełkowej. Projekt i wykonanie własne.
























Wersja letnia

Lekko i radośnie. To zdjęcie jeszcze z mojego miejskiego mieszkania. Puf idealnie sprawdzi się też na tarasie, albo pod ogrodowym parasolem.






































Wersja zimowa

A tutaj na sposób wiejski i zimowy:




I mam taką cichą nadzieję, że to już pożegnanie zimy...
A jutro kolejne sprawozdanie z moich działań ogrodniczych.

czwartek, 23 lutego 2012

Latawce

Ach, niech już będzie lato!

To zdjęcie mnie urzekło i wywołało lawinę letnich skojarzeń. Wklejam je tu na osłodę tego szarego dnia.

Zdjęcie: Elizabeth Messina; stylizacja: Ruche

wtorek, 21 lutego 2012

P.S. Jeszcze tylko miesiąc...

...do wiosny!




Ojczysty - dodaj do ulubionych!

Dziś Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Rusza też kampania społeczna pod hasłem "Ojczysty - dodaj do ulubionych", organizowana przez Narodowe Centrum Kultury i Radę Języka Polskiego, objęta honorowym patronatem Prezydenta RP. Celem kampanii jest kształtowanie świadomości językowej Polaków i propagowanie dbałości o poprawność naszego języka.

 

Z tej okazji proszę wszystkich, którzy dziś zajrzą na mój blog i przeczytają tę notkę, o zrobienie małego językowego rachunku sumienia. Bo nie jest dobrze, a szczególnie źle się dzieje polszczyźnie w Internecie. Włos mi się jeży na głowie, gdy widzę gwałt zadawany językowi polskiemu na wielu (bardzo sympatycznych skądinąd) blogach.

Pierwszym problemem są pospolite błędy ortograficzne i gramatyczne, kwitnące jak Sieć długa i szeroka.
Z ortografią stosunkowo łatwo sobie poradzić - jeśli nawet ktoś jej nie opanował, wystarczy włączyć opcję "sprawdź pisownię" w edytorze tekstów. Część przeglądarek też ma tę funkcję - skorzystajmy. Ale uwaga! Maszyna nie ze wszystkim sobie poradzi. Ileż razy zdarzyło mi się czytać, że ktoś coś na swoim blogu "pokarze". Zawsze zastanawiam się wtedy, za co ta kara i ubolewam, że Internet - jak kiedyś papier - wszystko przyjmie.

"Ojczysty - dodaj do ulubionych" - bardzo trafne hasło, bo drugi problem bierze się stąd, że my chyba tego naszego języka ojczystego nie lubimy. Nie lubimy, nie cenimy, więc dlatego wstawiamy w nasze wypowiedzi słowa, wyrażenia i zdania obce - najczęściej angielskie (jakość tej angielszczyzny to zresztą osobny temat).
Ja wiem, że po angielsku wszystko brzmi bardziej "trendy" i "sophisticated", lecz czy naprawdę konieczne jest nazywanie domku letniskowego "summerhousem", a surowego płótna "tkaniną w stylu grain sack"? Idąc tą drogą, wkrótce w ogóle utracimy umiejętność nazywania rzeczy, które nas otaczają, w naszym ojczystym języku. Piszę po polsku, bo lubię i dlatego, że moi czytelnicy są Polakami, a nie dlatego, że nie znam żadnego innego języka.

Trzeci problem zilustruję poniższym, odmalowanym słowami obrazkiem. Oto siedzę w swoim domku, przy stoliczku, na krzesełku. Plecy opieram o swoją ulubioną podusię. Zajadam chlebek z masełkiem i popijam kawkę z mleczkiem... Uff... chyba już wystarczy, prawda? Możliwość tworzenia zdrobnień to jeden
z elementów stanowiących o bogactwie polszczyzny. Łyżeczka to mała łyżka, dlatego jemy zupę łyżką,
a herbatę mieszamy łyżeczką. Zdrobnienia mogą też służyć do wyrażenia ciepłego, emocjonalnego stosunku. Co jednak mogę myśleć o osobie, która ma tak ciepły stosunek do wszystkich otaczających ją przedmiotów? Litości! Nie infantylizujmy tak języka!

Nikt nie jest doskonały i wszystkim zdarzają się błędy. Niestety również mnie. Postarajmy się jednak włożyć trochę wysiłku w to, jak piszemy i mówimy na co dzień. Walczmy z niechlujstwem językowym. I czytajmy książki. Polecam również radiowe audycje o polszczyźnie Katarzyny Kłosińskiej w Trójce.
Dziękuję.

piątek, 17 lutego 2012

Uwaga! Będzie słodko...

Kiedy zaczyna się wiosna? Moim zdaniem wtedy, kiedy intensywnie zaczynamy o niej myśleć. Dla mnie już trwa, choć widok za oknem tego nie potwierdza - wokół domu mogę poruszać się tylko tunelami, które zdołałam wykopać w śniegu, a śnieg sięga mi już powyżej pasa (to nie przesada). Jednak pomimo wszystko wiosenny nastrój mnie nie opuszcza. A nadejście wiosny to również zmiana moich upodobań wnętrzarskich. Każda pora roku ma dla mnie odpowiadające jej kolory, wzory, faktury. Lato to czas żywych, soczystych barw - kwiatów i wszystkich kolorów tęczy. Jesienią nadchodzą barwy ziemi, kraciaste desenie, zgaszone fiolety i mięsiste tkaniny. Zimą króluje przede wszystkim biel. A wiosną? Wiosną może być słodko... przez chwilę.



Urządziłam sobie małą, słodką sesję zdjęciową. Zgromadziłam wszystkie przedmioty w cukierkowych różach i błękitach jakie mam w domu (znalazła się nawet książka kucharska pod kolor). Przyznam się zresztą, że ich liczba po moich ostatnich zakupach nieco wzrosła... Paleta barw jak z pokoju niemowlęcia, ale czy zawsze musi być poważnie?
Trochę starego, trochę nowego, trochę ręcznie zrobionego.





Śniadanie oczywiście też jest w odpowiedniej tonacji kolorystycznej - domowy jogurt malinowy.




I na koniec jeszcze jedno ujęcie - trochę twórczego bałaganu. To ten sam kącik, który pokazałam tutaj. Zadziwiające, jak łatwo można zmienić nastrój wnętrza, zmieniając kilka dodatków.

niedziela, 12 lutego 2012

BibliOdyssey
















Dzisiaj zapraszam was na wycieczkę do bardzo ciekawego miejsca, które niedawno odkryłam w sieci. To blog BibliOdyssey, znajdujący się pod adresem bibliodyssey.blogspot.com. Ta strona, jak sama jej nazwa wskazuje, zabierze nas w niezwykłą podróż po świecie starych książek, a ściślej - ich ilustracji.



Długo mogłabym wymieniać, co można tam znaleźć. Są tam karty ze średniowiecznych ksiąg, są wiekowe mapy, ilustracje ze starych opracowań naukowych i wiele innych. Większość z prezentowanych ilustracji jest dostępna do pobrania nawet w dużych rozmiarach. Na blogu oczywiście znajdują się też linki do bibliotek, w których przechowywane są przedstawiane dzieła, co ułatwi nam samodzielne zgłębianie ich cyfrowych zbiorów.

Trafiłam na BibliOdyssey, szukając ilustracji botanicznych. Znalazłam m.in. prace Charlotte Trower, artystki-amatorki, która w pierwszych dekadach XX w. stworzyła kolekcję akwarel portretujących ok. 1400 taksonów flory Wysp Brytyjskich. Całość kolekcji znajduje się w Oxford University Herbaria, a ja w dzisiejszym wpisie przedstawiam kilka jej prac.


sobota, 11 lutego 2012

Pierwsze oznaki wiosny
























Wiosna zawsze pojawia się najpierw na parapetach. Dotyczy to zwłaszcza mieszkań tych osób, które tak jak ja cierpią na syndrom niecierpliwego ogrodnika i zaczynają siać w styczniu. Siejemy, zraszamy, pikujemy i wkrótce stajemy przed poważnym problemem: gdzie pomieścić naszą rozsadę, która szybko zajmuje coraz więcej i więcej miejsca, jak makaron w filmie "Poszukiwany, poszukiwana"? Każdy centymetr parapetu staje się na wagę złota. Potem rozsada zajmuje stoły, biurka i wszelkie płaskie powierzchnie. Mój pomysł, jak sobie z tym poradzić, wygląda tak (zdjęcia dziś byle jakie, ale pomysł dobry, dlatego pozwalam sobie je pokazać):

Wystarczy półeczka odpowiednich rozmiarów i powierzchnia pod rozsadę w cudowny sposób zwiększy się kilkakrotnie. U mnie jest to akurat półka na książki, której jeszcze nie zdążyłam nigdzie zawiesić, a wpadła mi w ręce w odpowiednim momencie. Na przyszły sezon przygotuję sobie półki zrobione specjalnie w tym celu. Zdjęcie tego nie oddaje, ale całość wygląda całkiem ładnie i w pokoju oczywiście wcale nie jest ciemno. Moja półka jest przy tym na tyle wąska, że okno można jeszcze uchylić. Jeśli sadzonki umieścimy w jednakowych pojemnikach (np. jednorazowych kubeczkach na napoje), to możemy hodować własną rozsadę (a jest to naprawdę miłe hobby), nie narażając na szwank walorów estetycznych i funkcjonalnych naszego mieszkania.

Na poniższym zdjęciu półka jeszcze raz na tle ściany, dla lepszego zobrazowania:

czwartek, 9 lutego 2012

Kronika zimowa



























Było pięknie! Błękit, biel i słońce, słońce, słońce! W powietrzu wirowały igiełki mrozu, a każda powierzchnia skrzyła się lodowymi kryształkami. Tak wyglądał koniec stycznia i początek lutego. Wspaniałe są takie zimowe wyże!





Niestety w każdej beczce miodu musi się znaleźć łyżka dziegciu... Temperatura spadająca nocą poniżej -30 st. C zapewniła mi również trochę innych zimowych "atrakcji". Między innymi zamarzło mi paliwo w samochodzie i woda w rurach. No cóż, pocieszam się tym, że każda następna awaria będzie na mnie robić mniejsze wrażenie, a poza tym wiem, jakie zmiany muszę wprowadzić w moim "gospodarstwie" przed następną zimą. Teraz sytuacja wróciła o normy. Samochód na chodzie, woda jest, temperatura na zewnątrz "tylko" kilkanaście stopni poniżej zera. Szkoda tylko, że słońce znów się schowało za chmurami.

To zabawne, jak co roku zimie udaje się nas zaskoczyć. Sama byłam przekonana, że w tym roku jesień po prostu łagodnie przejdzie w przedwiośnie. A tymczasem, kilka dni temu mogłam zobaczyć scenki rodzajowe, których już od niepamiętnych czasów nie widziałam. Na pobliskiej rzeczce powstała ślizgawka (nie martwcie się, wody w rzece jest tylko po kolana, a lód naprawdę gruby), ktoś wyjechał saniami na przejażdżkę...




















Wracając do tematów ogrodniczych - jeśli nie przytrafią mi się żadne nowe awarie, to jutro pikuję sałatę, a przy okazji pokażę wam mój sposób na praktyczną i estetyczną uprawę rozsady w domu.