Jeśli po świętach nie macie jeszcze dosyć słodyczy, to podaję przepis na pyszny tort, którym można uświetnić noc sylwestrową albo Nowy Rok. Albo każdą inną okazję. Jest banalnie prosty (w zasadzie) i do jego przygotowania potrzeba tylko kilku składników, a jego jedyną wadą jest to, że nie można go długo przechowywać. Ale to nie szkodzi - zapewniam, że zniknie bardzo szybko.
Moja propozycja to czarny las na bezie, czyli wariacja na temat szwarcwaldzkiego tortu wiśniowego. Szwarcwaldzki tort wiśniowy to nic innego jak ciasto czekoladowe przełożone bitą śmietaną i wiśniami, udekorowane czekoladą. Oczywiście najlepiej go upiec w sezonie na wiśnie, ale kiedy pytam moją rodzinę, jaki tort mam upiec, zazwyczaj dostaję zamówienie właśnie na ten. Nie inaczej było w tym roku na Boże Narodzenie, ale ponieważ jestem nieco krnąbrna, postanowiłam tym razem zrobić tort bezowy.
Czarny las na bezie
Składniki na bezę dzielimy na dwie części. Do suchej miski, najlepiej metalowej, wlewamy 4 białka i zaczynamy miksować na wolnych obrotach. Gdy białka się lekko spienią, można dodać odrobinę soli i dalej miksować, stopniowo zwiększając obroty. Należy uważać, żeby białek nie przebić. Kiedy piana osiągnie już dosyć zwartą konsystencję, taką, że końcówka miksera pozostawia w niej wyraźny ślad, ale jeszcze nie całkiem sztywną, zaczynamy dodawać po łyżce cukru (w sumie 3/4 szklanki), cały czas miksując. Kolejną łyżkę dodajemy dopiero, kiedy poprzednia całkiem się rozpuści. Na koniec do miski przesiewamy kakao (ok. 3 łyżki) i delikatnie miksujemy lub mieszamy. Masa bezowa będzie bardzo sztywna i czekoladowa.
Na papierze do pieczenia ułożonym na blaszce do piekarnika rysujemy dwa okręgi (najlepiej odrysować talerzyk deserowy) i wykładamy na nie masę bezową (użyłam dwóch blaszek, jeśli się zmieszczą, można dwa blaty upiec na jednej). To samo powtarzamy z drugą częścią składników na bezę. Wszystkie blaty można upiec jednocześnie (na 4 lub 2 poziomach piekarnika), w piekarniku nagrzanym do 110 st. C, z włączonym termoobiegiem. Pieczemy przez około godzinę, po tym czasie lekko uchylamy drzwiczki piekarnika i zostawiamy bezy do całkowitego wystygnięcia.
Schłodzoną śmietanę ubijamy na sztywno, pod koniec ubijania dodając cukier. (Nie używam żadnych usztywniaczy do śmietany, dobrze ubita śmietana na pewno utrzyma konsystencję wystarczająco długo).
Blaty bezowe przekładamy bitą śmietaną i wiśniami w ilości, którą uznamy za odpowiednią. Wiśnie mogą być świeże, mrożone (dokładnie odsączone), z kompotu itp. lub z domowej wiśniówki. Szczególnie polecam świeże, które przełamią słodycz deseru, albo z wiśniówki - wtedy wzbogacą tort o co innego ;) Można też dodać trochę pokruszonej czekolady. Wierzchni blat dekorujemy ostatnią częścią śmietany i posypujemy wiórkami startej czekolady.
Bezy można upiec wcześniej, np. poprzedniego dnia, ale przełożyć najlepiej bezpośrednio przed podaniem, jeśli chcemy, żeby beza była krucha. Gotowy tort przechowujemy w lodówce.
(Przepis znalazłam na mojewypieki.com, nieco zmieniłam).
Uwagi skrzętnej gospodyni ;)
Moim zdaniem robienie deserów bezowych ma sens tylko wtedy, kiedy chcemy wykorzystać nadmiar białek pozostałych z innych potraw. Taka sytuacja jest zresztą dosyć częsta, bo większość delikatniejszych wypieków wymaga większej liczby żółtek niż białek. Nie oznacza to jednak, że zawsze razem z babą musimy piec bezę. Dawniej nadmiar białek po prostu odkładałam do lodówki, licząc, że wkrótce je do czegoś wykorzystam. Jenak najczęściej pomysł na to "coś" przychodził zbyt późno i białka się marnowały. Potem odkryłam, że białka z powodzeniem można zamrażać, co zresztą być może jest dla większości oczywiste. Ale zapewne nie wszyscy wiedzą, że bezy z rozmrożonych białek udają się nawet lepiej, niż ze świeżych (ponieważ w procesie zamrażania/rozmrażania białko traci nieco wody i staje się gęściejsze). Polecam zamrażać białka w plastikowych kubkach na napoje. Standardowy kubek o pojemności 200 ml mieści 4 białka, dzięki temu po rozmrożeniu łatwo się zorientować po objętości, ile białek mamy do dyspozycji.
Taki tort to ja bym chciała razem z rączętami, które go wykonają:). A o mrożeniu białek nie wiedziałam!
OdpowiedzUsuńNo cóż, Moniko, wciąż można mnie prosić o rękę, tylko nie wiem, czy akurat Ty powinnaś... ;)
UsuńWygląda przepysznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSwietny pomysl!
OdpowiedzUsuńnam zostaja bialka po babach drodzowych, ktore mamy na kazde swieta.Zwykle robie piegusa, ale taki tort...chyba sie skusze:)
Myślę, że warto :)
Usuńna pewno jest przepyszny, a ja uwielbiam wszystko co z bezą!
OdpowiedzUsuńo tym, że można zamrażać białka dowiedziałam się wczoraj oglądając program Ewy Wachowicz ;/ a dziś Ty to potwierdziłaś :) super, teraz nic się nie zmarnuje :)
pozdrawiam!
A więc i blogi i telewizja mogą się do czegoś przydać ;)
UsuńPozdrawiam!
Tarninko,
OdpowiedzUsuńA ja się zakochałam w tej ścianie z książkami w tle! Wow, lubię takie zbiory!
Właśnie sama jestem na świeżo po montażu 2 dużych szaf na książki. Lubię, oj lubię mieć je blisko!
A co do słodkości... pychotka!
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Ania
No tak, książek nigdy za wiele. Ja też stale powiększam księgozbiór, a książki mam nawet w kredensie ;)
UsuńPozdrawiam!
Przeuroczy blog, przeuroczy dom. Odkrycie!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń