niedziela, 16 grudnia 2012

W niedzielę...

Rano było tak: za oknem słońce topi grube pokłady śniegu. Z dachu kapie. Przedwiośnie? W mojej kuchni jednak zupełnie inne klimaty.


To już trzecia niedziela adwentu. Wigilia za osiem dni i przedświąteczna manufaktura pracuje pełną parą. Piecze się, lukruje i pakuje. Pod półką girlanda z foremek, dobrze mieć je teraz pod ręką. Paczuszki z ciastkami czekają na obrusie w czerwoną kratkę. A pośrodku tego wszystkiego - araukaria (zakup niekontrolowany). O istnieniu araukarii dowiedziałam się w zamierzchłych czasach z jakiegoś pisemka dla dzieci. Może to był "Miś" a może "Płomyczek"? W każdym razie tekst dotyczył Bożego Narodzenia w różnych stronach świata, a obrazek, który bardzo podziałał na moją wyobraźnię, przedstawiał święta w Australii, araukarię w roli choinki i kangury. Nie wiem właściwie dlaczego, ale bardzo chciałam taką araukarię mieć (i kangura, rzecz jasna). Minęło ponad ćwierć wieku i araukaria stoi w mojej przedświątecznej kuchni. W międzyczasie zdążyłam też zobaczyć je w naturalnym środowisku. Tylko kangura ciągle brak, ale kto wie?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoje słowo.
Komentarze są moderowane ze względu na spam. Nie cenzuruję opinii.