Czy zdarzyło się wam kiedyś, że to, o czym marzyliście spadło wam z nieba prosto w ręce? Mnie się zdarzyło. Marzyłam o małym, zgrabnym i lekkim biureczku, najlepiej obdarzonym urokiem vintage. I oto, parę dni temu takie właśnie biurko ukazało się moim oczom, stojąc sobie skromnie pod altanką śmietnikową na moim wkrótce już byłym osiedlu w moim wkrótce już byłym mieście. Wyglądało całkiem niepozornie, ale dostrzegłam w nim potencjał. I nie pomyliłam się. Biurko jest chyba z lat 60-tych, a w każdym razie mnie się z tym okresem kojarzy. Wykonane jest z płyty meblowej, ale na drewnianym szkielecie, a brzegi płyty są również wykończone drewnianą okleiną. Tył ze sklejki drewnianej. Wystarczyło więc tylko trochę je odczyścić i pomalować blat i szafkę. W tej chwili jest po wstępnym odmalowaniu - w przyszłości mam zamiar jeszcze trochę je dopieścić, ale już teraz prezentuje się całkiem dobrze.
Muszę powiedzieć, że kontrast bieli i brązu drewna bardzo mi odpowiada i mam zamiar w tych właśnie kolorach urządzić cały pokój, redukując inne kolory do minimum.
Lampa naftowa to też znalezisko - tym razem z mojego własnego domu. Nie wiem ile ma lat, ale na pewno pochodzi z czasów, kiedy używana była po prostu jako źródło światła, a nie jako stylowa dekoracja.
Świetne to biurko! pamietam dawno temu u mojej mamy w biurze tez takie były, no w każdym badż razie bardzo podobne :)
OdpowiedzUsuńjak to czasem nasze marzenia szybko i niespodziewanie się spełniają ;)
Miłego dnia!
PS jak możesz to usuń weryfikację słowną przy komentarzach - dzięki!
Usunęłam :)
OdpowiedzUsuńTak, z tymi mniej ważnymi marzeniami to mam jednak szczęście :)
Recykling pierwsza klasa. Oby więcej dni z serii marzysz - masz:)
OdpowiedzUsuń