niedziela, 27 maja 2012

Ogródek warzywny na tarasie

Aż trudno mi uwierzyć, że dziś znów niedziela, bo tydzień przemknął mi szybko niczym błyskawica, w dodatku dwa dni w podróży. Na szczęście prace remontowe w domu powoli dobiegają końca (a przynajmniej ich brudząca część) - widzę już światełko w tunelu. Mam taką cichą nadzieję, że do św. Jana zdołam doprowadzić dom i ogród do stanu (z grubsza) mnie satysfakcjonującego, a potem to już hamak, spotkania w ogrodzie, ogniska, kino letnie pod gwiazdami... no i więcej czasu na blogowanie. Ech, nadzieja matką... wiadomo czyją, ale pomarzyć zawsze można. Ale zanim to wszystko nastąpi (lub nie nastąpi) opowiem o moim przenośnym tarasowym warzywniku.


Ponieważ nie byłam pewna, czy uda mi się w tym roku wyryć na czas w gruncie jakąkolwiek grządkę czy rabatkę (na szczęście coś niecoś się udało, o czym opowiem w stosownym momencie), postanowiłam zorganizować przynajmniej ogródek tarasowy. Powyciągałam przeróżne pojemniki, w razie potrzeby wywierciłam w nich otwory, poprawiłam trochę estetykę, dałam warstwę drenażową i wypełniłam ziemią. Gotowe. Mogłam już siać i sadzić.


Pomidor koktajlowy Koralik kwitnie już od dawna i zaczyna zawiązywać owoce. Siany pod koniec stycznia, stąd to wczesne kwitnienie. Pomimo tego, że przez długi czas rosły w domu, sadzonki są mocne i mają ładny pokrój. To dlatego, że od kiedy tylko zrobiło się cieplej hartowałam je na zewnątrz.


Sałata w skrzynce to odmiany Lollo Bionda i Jubilatka. Sałat, które nie tworzą główek, jak Lollo właśnie, nie trzeba zbierać w całości, można obrywać po kilka zewnętrznych liści w miarę potrzeby. Dzięki temu z jednej skrzynki, prawie codziennie mogę sobie uszczknąć wystarczającą ilość na obiad lub na kolację. Na zmianę z rukolą, która rośnie w starej plastikowej miednico-balii, razem z pietruszką, lubczykiem, majerankiem i tymiankiem.

Byłam zaskoczona rukolą - jest zupełnie inna niż ta sklepowa, ma bardzo kruche i duże liście i jest bardzo wyrazista w smaku.













Znowu pomidory koktajlowe, odmiany Ildi, Radana i Black cherry. Posadziłam też bazylię, posiałam groch cukrowy i trochę kwiatów - lwie paszcze, chabry, nasturcje i nagietki. Planuję jeszcze fasolę. Pnącza rosną w "klatkach" z pędów ligustru - to pozostałości po cięciu żywopłotu.



W moim tarasowym ogródku wykorzystałam wszystko co się dało, stare doniczki, skrzynki, puszki po farbach. Nie stroniłam od plastiku, choć we wnętrzach preferuję doniczki ceramiczne, a w "reprezentacyjnym" ogrodzie donice gliniane, drewniane lub wiklinowe. Jednak taras to ma być taka moja prywatna strefa, tylko dla mnie (i dla mojego Kota, rzecz jasna), więc pozwoliłam sobie na to, żeby było trochę mniej stylowo. Jest za to praktycznie, bo plastikowe doniczki po prostu miałam w piwnicy (plastik też może być ekologiczny, wszystko zależy od kontekstu), a poza tym są lekkie, co też ma znaczenie. A ponieważ jestem kreatywna, to w trzy minuty zrobiłam też sobie bardzo przyzwoite donice (te na zdjęciu z kotem) z pojemników po farbie do ścian, worków po ziemi i bambusowych podkładek na stół, które w innym przypadku przeleżałyby w szufladzie (nie uznaję podkładek, no, może tekstylne ostatecznie).

Ogólnie rzecz ujmując, jestem bardzo zadowolona za swojego przenośnego ogródka. Nie tylko mnie żywi (na razie tylko zieleniną, ale poczekajmy), ale też przyjemnie mi się w nim odpoczywa. To moja propozycja dla miastowych - stwórzcie sobie warzywnik na balkonach. Mała rzecz - a cieszy. :)


7 komentarzy:

  1. Bardzo inspirujący ten warzywniak:), zachęca mnie do dalszych poczynań u siebie:) Wielkie uff, że nie jest to wymuskana wersja katalogowa. Jest tak zwyczajnie ładnie!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczynaj, poczynaj ;) Nie wiem, czy i jakie będą dalsze plony, ale jako hobby taki warzywnik naprawdę świetnie się sprawdza. No i bez problemu oparł się "zimnej Zośce", która poczyniła dosyć znaczne spustoszenie w okolicy. A co do wymuskania - katalogi katalogami, a życie życiem. Wyznaję zasadę: brać to co się ma pod ręką i robić z tego coś w miarę fajnego :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o te magicznie obracające się zdjęcia.
    Warto zdać sobie sprawę, że jak robisz zdjęcie aparatem ustawionym pionowo, wówczas zdjęcie jest "obrócone" o 90 (lub 180) stopni - tak jak przy zwykłej kliszy. Przeglądając i obrabiając zdjęcie w komputerze możesz jednak tego nie zauważyć. Za każdym razem jak robisz zdjęcie aparat zapisuje w nim metadane. Jedną z takich danych jest orientacja aparatu w trakcie robienia zdjęcia. Czyli jak robisz zdjęcie pionowo, to aparat zapisuje o tym informację w pliku. Programy graficzne - takie jak Picasa - odczytują te informacje, i automatycznie obracają zdjęcie w taki sposób, że wygląda poprawnie.
    To nie znaczy, że plik źródłowy jest obrócony - to tylko kwestia wyświetlania go w Picasie.
    Być może tutaj jest więc jakieś przekłamanie - że w Picasie widzisz go obróconego poprawnie, a tak naprawdę nie jest on obrócony. Można pokombinować w opcjach zapisu po takim automatycznym obróceniu.
    A jak wygląda ten plik wynikowy, który wrzucasz do sieci, w innych programach (np. przeglądarka windows)?
    Ten plik wynikowy już nie ma zapisanej orientacji w metadanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławek, jeśli to Ty, to dzięki :) Nie do końca mnie przekonałeś, choć z drugiej strony pewnie było coś na rzeczy, bo udało mi się to już naprawić :)

      Usuń
    2. No proszę, i ja skorzystałam z tych informacji:))) Do niedawna wielką zagadką było dla mnie dlaczego niektóre zdjęcia są w pionie mimo spoziomowania i odwrotnie:)
      Dzięki!

      Usuń
  3. zapowiadają się bogate plony :) i bardzo fajnie, że na tak małej "połaci ziemi" udało ci się wyhodować zieleninkę :)
    pozdowienia dla kotka!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoje słowo.
Komentarze są moderowane ze względu na spam. Nie cenzuruję opinii.