Przyznam się do czegoś. Zawsze miałam takie marzenie - mieć pod oknem sypialni wielki krzak bzu. Albo móc ot tak sobie przynieść do domu naręcze kwitnących gałęzi i wypełnić nimi wszystkie wazony. Jak to dobrze, że marzenia czasem się spełniają, przynajmniej niektóre. Co prawda bez nie rośnie pod moim oknem, tylko nieco dalej, przy płocie obok bramy, ale od kilku dni codziennie przynoszę do domu nowy bukiet. Z taką dekoracją nawet najskromniejsze wnętrze wygląda luksusowo. Bez jest już we wszystkich pokojach i pachnie (ach, jak pachnie)! No proszę, jak łatwo można mnie uszczęśliwić, a podobno jestem taka wybredna.
Przy okazji podzielę się radą. Żeby kwiaty bzu dłużej zachowały świeżość, końce gałązek trzeba przed włożeniem do wody naciąć wzdłuż na kilka centymetrów. Wodę oczywiście codziennie zmieniamy, a w razie potrzeby jeszcze częściej uzupełniamy (kwiaty będą dużo pić).
W chwili natchnienia uszyłam sobie jeszcze kilka słodkich poszewek na poduszki (właściwie sama siebie nimi zaskoczyłam) - tkaniny z recyklingu, wyciągnięte z otchłani szafy. No i rozgrzebałam łazienkę, tzn. robię remont. Ale to już inna historia.
a buuu, a ja nie mam krzaka bzu pod oknem ;/
OdpowiedzUsuńa remontu łazienki jestem ciekawa, pokażesz?
Pozdrawiam!
No tak, nie ma sprawiedliwości na tym świecie ;)
UsuńSzczerze mówiąc to nie wiem czy łazienka będzie na tyle godna uwagi. Przyznaję się bez bicia, że wszystkie nowe elementy wyposażenia mam zamiar kupić w Ikei. Chociaż postaram się je okrasić jakimś dziełem rąk własnych :)
Pozdrowienia!
Kurczę, a ja jestem tą szczęściarą co pod oknem ma kilka metrów "żywopłotu" z bzów, wystarczy otworzyć okno i pachnie... Niestety, powoli przekwita, ale już czekam na jaśmin:)
OdpowiedzUsuńDzieło rąk własnych jak najbardziej wskazane:)