Imbir. Przyszedł do mnie jako mały kociak razem ze swoim bratem pod koniec lipca ubiegłego roku. Zaprzyjaźnił się z Rudasem, który opiekował się kotkami niczym troskliwa mama.
Lubił buszować po okolicy, spać i przytulać się do Rudaska. Lubił też drapanie za uszkiem.
Czasem znikał na całe dnie. Albo na całe noce. Potem wracał i odsypiał te eskapady. Aż pewnego wieczoru, już ponad dwa tygodnie temu, wyszedł z domu i nie wrócił. To jego ostatnie zdjęcie...
I nadal go nie ma? Koty chodzą swoimi drogami...
OdpowiedzUsuńNiestety, sądzę, że przepadł na zawsze...
UsuńAch te rozstania... (przytulam wirtualnie)
UsuńDzięki za wsparcie, chociażby wirtualne :). Cóż, wmawiam sobie, że znalazł sobie inny dom...
Usuń