No tak, nastała wiosna i wciągnął mnie wir ogrodowych prac koniecznych. Mój trawnik to sprawa beznadziejna, mimo to uważam, że przynajmniej raz na rok powinnam mu pozwolić trochę pooddychać. Rabaty domagają się uporządkowania. Itp. itd. Marzę o tym, żeby zrobić coś kreatywnego, ale lista nudnych prac do zrobienia jakoś nie chce się skrócić. Bolą mnie kolana, łokieć, a na domiar złego również stłuczona i spuchnięta stopa. W dodatku ciągle wisi nade mną dalszy ciąg remontu, a przed świętami koniecznie muszę jeszcze zdążyć pomalować salon... Ogólnie rzecz biorąc, czuję się nieco zmęczona (to takie delikatne określenie).
Mimo wszystko, obrus w czerwoną krateczkę na stole, hiacynty i wazon z gałązkami, które wkrótce wypuszczą zielone listki, potrafią poprawić humor. I tapeta w słodkie różyczki. (Ha, ha, na szczęście na zdjęciach nie rzuca się bardzo w oczy, że ta ściana również wymaga malowania ;)).
W ogrodzie wystawiają swoje główki coraz to nowe kwiatki, ale ciągle jeszcze bardzo nieśmiało.

Kot sam nie wie, co ma ze sobą zrobić. Oczywiście poza pozostawianiem wszędzie sierści i śladów swoich łapek...
A ja się zastanawiam, czy czas tak musi pędzić jak szalony?