To miał być wpis o naszym prywatnym letnim kinie plenerowym. Seans odbył się w ubiegłą sobotę. Pogoda dopisała, ekran zawisł na balustradzie tarasu, widownia rozsiadła się pod jabłonią na fotelach i leżakach. Bufet był pod modrzewiem, a na lipie zawisły lampiony ze słoików, tworzące bajkowy nastrój. Świeciły też świetliki. Jednym słowem, impreza się udała. Niestety zdjęcia już nie. A więc zamiast tego, zapraszam na poddasze. Chyba jestem już z niego zadowolona na tyle, by je pokazać publicznie.
To miejsce mogłabym nazwać minisalonikiem, ale naprawdę jest to po prostu przestrzeń łącząca resztę pomieszczeń na poddaszu. Można tu posiedzieć, poczytać i porozmyślać. To chyba najbardziej sielankowy pokój w całym domu, urządzony w pastelowych niebieskich odcieniach z domieszką różu. Dominuje, rzecz jasna, biel.
Bardzo lubię wszelkie kłębki, motki i szpulki. Uważam je za doskonałą dekorację. A poza tym, czasem można z nich coś praktycznego wydziergać.
Na parapecie pelargonie - dla dopełnienia sielskiego nastroju.
Bardzo fajne miejsce na odpoczynek i rozmyślanie :) a i książek parę by się znalazło ;)
OdpowiedzUsuńjak ja marzę o takim pokoiku na poddaszu, niczym z Ani z Zielonego Wzgórza ;)
ale tym letnim kinem też zaintrygowałaś, faktycznie nic się nie da pokazać??
Dobrego dnia Tarninko!
Mam nadzieję, że wieczór filmowy to będzie tego lata impreza cykliczna, wszystko zależy od pogody. Jeżeli dojdzie do następnego, to postaram się zrobić lepsze zdjęcia i na pewno zdam relację na blogu :)
UsuńPozdrawiam!
Pięknie w tym Twoim świecie....:)
OdpowiedzUsuńCzekam więc na kinowe plenerowe zdjęcia.
ślicznie i klimatycznie u Ciebie:) podobaja mi się niebiesko-turkusowe regały na książki i ogólnie to, że te książki pokazałas :) jakoś mało ich widzę na wnętrzarskich blogach,a szkoda ;)
OdpowiedzUsuńteż lubię pelargonie, a poddasza zawsze zachwycają :)
OdpowiedzUsuń