Od kiedy mam psa, codzienne oglądanie takich widoków stało się moim
obowiązkiem. Wędrujemy przez dwie godziny, pokonując 8-9
kilometrów. Trasa się zmienia, pora spaceru też może być różna, zależnie od okoliczności, ale kilometraż pozostaje niezmienny. Codziennie, pies ma swoje prawa i taki spacer po prostu mu
się należy, choć oczywiście wolałby dłuższy.
Wstaliśmy skoro świt i kiedy tylko zrobiło się jasno,
wyruszyliśmy z domu. Zima odchodzi i wraca,
czasem w ciągu jednego dnia przeżywamy dwie pory roku. Taki jest w tym
roku luty. Jeszcze wczoraj chodziliśmy w strugach deszczu, ale nasz
dzisiejszy spacer znów odbył się w pięknej zimowej scenerii. Baziowe
kotki spały na drzewach pod śniegiem. Było biało i rześko. Dzień rozpoczął się mgliście.
W dolinach zalega gęsta mgła. Z morza mgieł wystają wyspy gór - no tak, jesteśmy przecież w Beskidzie Wyspowym (właśnie stąd wzięła się ta nazwa, zresztą stosunkowo nowa). Gdyby nie szczekanie psów, które słychać z oddali, można by zapomnieć, że w tych dolinach mieszkają ludzie i poczuć się jak w zupełnej głuszy.




Zazwyczaj nie zabieram na te spacery aparatu fotograficznego, mija się to z celem. Helios nie jest psem, który grzecznie idzie przy nodze, i pewnie nigdy takim nie będzie. Właściwie w ogóle nie jest psem, z charakteru jest koto-wilkiem. Na ogół nie sprawia kłopotów, z wyjątkiem tych chwil, kiedy zwęszy sarnę - wtedy zmienia się w "dziką bestię". Niestety zdarza się to na każdym spacerze, do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mamy w okolicy tak wiele saren. Trzeba mieć się na baczności i mocno trzymać smycz. Dzisiaj jednak przygoda z sarną miała stosunkowo łagodny przebieg, a mój Wilczek okazał się wyjątkowo skłonny do współpracy i kilka razy pozwolił pani wyjąć aparat z torby.
Grzeczna psinka ;). Nawet on zadumał się przez chwilę nad pięknem krajobrazu. Wracamy. Powoli zaczyna się wypogadzać. Ale w dolinie ciągle mgła, gra światła i cienia zabarwiła ją na niebiesko i mam wrażenie, jakbym naprawdę widziała przed sobą morską zatokę, albo wielkie jezioro.
Jesteśmy już blisko domu. Zrobiło się całkiem słonecznie. Ostatni przystanek robimy na łąkach nad naszym osiedlem. Podziwiam zimową panoramę.
Dzień zaczął się bardzo przyjemnie, a potem jeszcze Justyna Kowalczyk ze złamaną stopą zdobyła złoto na olimpiadzie. Nie jestem jakoś szczególnie zainteresowana sportem wyczynowym, a prawdę mówiąc - prawie wcale, ale to zawsze cieszy, kiedy nasi wygrywają ;)
Tylko przez te moje psie obowiązki na wszystko teraz brakuje mi czasu...