piątek, 28 lutego 2014

Martwa natura z przebiśniegami i barwinkiem

  
Rzuciłam się w wir prac ogrodniczych. Nie jest to niestety "przyjemność",  którą potrafię sobie dawkować. Każdego roku ogarnia mnie panika, że nie zdążę, więc rzucam wszystkie inne zajęcia, biegnę do ogrodu i pracuję dopóki nie padnę (lub dopóki się nie ściemni). I tak co dzień. Na szczęście w tym roku mogę sobie powiedzieć: spokojnie, przecież to dopiero luty, więc... chyba jednak zdążę. Zostawiłam więc dzisiaj żywopłot na wpół przycięty i relaksuję się, układając wiosenną martwą naturę. A wiosna... zbliża się wielkimi krokami. A może już przyszła?








Zdaję sobie sprawę, że wciąż mamy karnawał, ale pogoda jest iście wielkanocna :)

niedziela, 23 lutego 2014

Już są!

Wiem, że co roku wyglądają tak samo, że robiłam im zdjęcia i rok, i dwa lata temu, i że jeśli ktoś miałby ochotę, może te dawne zdjęcia znaleźć na moim blogu. Ale nie mogę sobie odmówić tej przyjemności.

Przebiśniegi 2014! Idzie wiosna!


  
 

wtorek, 18 lutego 2014

Sieje się


Mój pierwszy wiosenny ogródek w tym roku. Tak, kiedy tylko dzień staje się dłuższy, nie mogę się powstrzymać, w ruch idą nasiona.  Lubię te miniaturowe ogródki, co prawda miną jeszcze miesiące, zanim sadzonki będą mogły powędrować do ogrodu, ale przedsmak wiosny czuję już teraz. W tym roku staram się nie szaleć, ale pomidory - już się tego nauczyłam - naprawdę muszę wysiewać w lutym, inaczej u mnie nie zdążą.


sobota, 15 lutego 2014

Wiosenna promocja w Sielskiej Przystani!



Zima nie daje o sobie zapomnieć, ale warto pomyśleć już o wiośnie. W Sielskiej Przystani trwa wiosenna promocja. Zapraszam :)
Szczegóły TUTAJ.


 
Miłego dnia!

czwartek, 13 lutego 2014

Poranny spacer - zima w Beskidzie Wyspowym



Od kiedy mam psa, codzienne oglądanie takich widoków stało się moim obowiązkiem. Wędrujemy przez dwie godziny, pokonując 8-9 kilometrów. Trasa się zmienia, pora spaceru też może być różna, zależnie od okoliczności, ale kilometraż pozostaje niezmienny. Codziennie, pies ma swoje prawa i taki spacer po prostu mu się należy, choć oczywiście wolałby dłuższy.
Wstaliśmy skoro świt i kiedy tylko zrobiło się jasno, wyruszyliśmy z domu. Zima odchodzi i wraca, czasem w ciągu jednego dnia przeżywamy dwie pory roku. Taki jest w tym roku luty. Jeszcze wczoraj chodziliśmy w strugach deszczu, ale nasz dzisiejszy spacer znów odbył się w pięknej zimowej scenerii. Baziowe kotki spały na drzewach pod śniegiem. Było biało i rześko. Dzień rozpoczął się mgliście.



W dolinach zalega gęsta mgła. Z morza mgieł wystają wyspy gór - no tak, jesteśmy przecież w Beskidzie Wyspowym (właśnie stąd wzięła się ta nazwa, zresztą stosunkowo nowa). Gdyby nie szczekanie psów, które słychać z oddali, można by zapomnieć, że w tych dolinach mieszkają ludzie i poczuć się jak w zupełnej głuszy.





  
   


Zazwyczaj nie zabieram na te spacery aparatu fotograficznego, mija się to z celem. Helios nie jest psem, który grzecznie idzie przy nodze, i pewnie nigdy takim nie będzie. Właściwie w ogóle nie jest psem, z charakteru jest koto-wilkiem. Na ogół nie sprawia kłopotów, z wyjątkiem tych chwil, kiedy zwęszy sarnę - wtedy zmienia się w "dziką bestię". Niestety zdarza się to na każdym spacerze, do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mamy w okolicy tak wiele saren. Trzeba mieć się na baczności i mocno trzymać smycz. Dzisiaj jednak przygoda z sarną miała stosunkowo łagodny przebieg, a mój Wilczek okazał się wyjątkowo skłonny do współpracy i kilka razy pozwolił pani wyjąć aparat z torby.



Grzeczna psinka ;). Nawet on zadumał się przez chwilę nad pięknem krajobrazu. Wracamy. Powoli zaczyna się wypogadzać. Ale w dolinie ciągle mgła, gra światła i cienia zabarwiła ją na niebiesko i mam wrażenie, jakbym naprawdę widziała przed sobą morską zatokę, albo wielkie jezioro.






Jesteśmy już blisko domu. Zrobiło się całkiem słonecznie. Ostatni przystanek robimy na łąkach nad naszym osiedlem. Podziwiam zimową panoramę.





Dzień zaczął się bardzo przyjemnie, a potem jeszcze Justyna Kowalczyk ze złamaną stopą zdobyła złoto na olimpiadzie. Nie jestem jakoś szczególnie zainteresowana sportem wyczynowym, a prawdę mówiąc - prawie wcale, ale to zawsze cieszy, kiedy nasi wygrywają ;)

Tylko przez te moje psie obowiązki na wszystko teraz brakuje mi czasu...

czwartek, 6 lutego 2014

Poznajcie Geralta z Rivii, Białego Wilka


A właściwie Geraltem byłby, gdybym to ja wybrała mu imię. Naprawdę ma na imię Helios i podobno wie o tym (chociaż na razie nie daje tego po sobie poznać), nie będę więc sobie dodawać pracy, ucząc go nowego imienia. Tylu innych ważniejszych rzeczy będzie się musiał nauczyć... Helios, czyli Słoneczko - może być, choć mnie kojarzy się bardziej lunarnie.



Zdecydowanie ma w sobie coś z wilka. I z... kota, a konkretnie - kocią niezależność. Rano lubi sobie pośpiewać, a poza tym - biegać. Dużo biegać. Duuużo.



Sytuacja chyba powoli zaczyna się normować. Dzisiaj po raz pierwszy w tym tygodniu mam dom w miarę ogarnięty, pranie nastawione i jeszcze dam radę się ruszać ;)

Słoneczko śpi sobie grzecznie, zwinięty w kłębek. Dzisiaj chyba udało nam się go zmęczyć. A jutro - powtórka z rozrywki.

---
Na zdjęciach Helios z moją siostrą.

wtorek, 4 lutego 2014

ZŁÓŻ SOBIE W LUTYM: origami husky

Luty z pewnością upłynie mi pod znakiem psa. I to nie byle jakiego - ogromnego białego husky. Tak, od wczoraj mój Biały Wilk jest już ze mną. Zdjęć nadal nie mam, bo puszczony luzem po ogrodzie śmiga jak błyskawica, a na spacerze trzeba smycz trzymać mocno obiema rękami (i bardzo szybko przebierać nogami). Teraz akurat śpi sobie słodko w kojcu: zwinął się w kłębek jak kot i nakrył nos ogonem. Ja też padam z nóg - taki pies potrafi dać niezły wycisk. Oczywiście w dłuższej perspektywie - samo zdrowie, a początki, wiadomo, zawsze są trudne.

W chwili wytchnienia - składam husky'ego z papieru. Zupełnie jak moja psinka, wypisz, wymaluj.


  

Wyjątkowo tym razem nie przedstawiam instrukcji krok po kroku, jestem zbyt zmęczona. Odsyłam do diagramu Martina Jacksona, który jest również autorem tej figury: origami.island-three.net/husky.html. A tutaj znajdują się objaśnienia pomagające odczytać diagram. Miłego składania!



niedziela, 2 lutego 2014

Dietetyczne ciastka owsiane



Powiedzmy to sobie jasno. To nie są ciastka deserowe. Pierwsza zasada diety (jeśli chcemy zrzucić balast zbędnych kilogramów) brzmi: nie jemy deserów. Ale druga: nie chodzimy głodni. I tutaj bardzo mogą nam się przydać owsiane ciasteczka. To raczej propozycja na zdrową przekąskę między głównymi posiłkami albo - w towarzystwie szklanki mleka bądź jogurtu naturalnego i jakiegoś świeżego owocu - sycące pełnowartościowe śniadanie. Alternatywna wersja owsianki.


Dietetyczne ciastka owsiane

Paczka płatków owsianych (lub mąka owsiana),
suszone jabłka,
rodzynki (można też dodać orzechy, migdały),
szczypta soli,
2 łyżki masła,
woda.

Płatki owsiane miksujemy w blenderze, aż powstanie gruboziarnista mąka. Wsypujemy do miski. Do blendera wkładamy rodzynki, suszone jabłka itd. Rozdrabniamy, wsypujemy do miski z mąką. Mieszamy. W garnuszku z wrzącą wodą (około 200 ml) rozpuszczamy masło i szczyptę soli, wlewamy do sypkich składników, mieszamy. Gdy masa nieco przestygnie, wyrabiamy ciasto ręką. Jeśli masa jest zbyt sucha, dodajemy nieco wody, jeśli ciasto jest zbyt lepkie - dosypujemy mąki. Ciasto wykładamy na stolnicę i wałkujemy na grubość 1/2 cm. Foremką wykrawamy ciastka, układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w temperaturze 170 st. C (używam termoobiegu) do zrumienienia. Studzimy.


Smacznego!

Moim zdaniem są smaczne, i to bardzo, ale to oczywiście zależy od naszych oczekiwań. Ciastka mają raczej urok zgrzebnego lnu niż gładkiej satyny. Dokładnych proporcji nie podaję, bo to kwestia indywidualna - im więcej dodatków, tym ciastka słodsze (i mniej dietetyczne), a wody dajemy po prostu tyle, ile potrzeba.

Na koniec - łyk wiosny, wbrew brzydkiej plusze, która pod koniec tygodnia zastąpiła piękny mróz.