poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Wczasy pod... śliwą

A właściwe dwiema śliwami - a między nimi hamak. To jeszcze takie małe uzupełnienie wczorajszego dnia. Kołysząc się leciutko w hamaku widziałam właśnie to. Ach, dobrze jest czasem poleniuchować...




























niedziela, 29 kwietnia 2012

W niedzielę rano

Wczorajszy dzień większość społeczeństwa spędziła w podróży w góry lub nad morze na wielką majówkę, tudzież wygrzewając się w słońcu w miejscach docelowych. Ja, dla odmiany, baaardzo pracowicie. Ale zaraz, przecież ja byłam (jestem) w górach, więc może nie odstaję tak bardzo od ogółu. W każdym razie nareszcie ja też mogę się oddać zasłużonemu wypoczynkowi. Słońce już mocno grzeje, sikorki niestrudzenie śpiewają, zielenią się igły na modrzewiu. W piekarniku rumieni się ciasto drożdżowe, a moim jedynym dylematem dziś jest czy wyciągnąć się na leżaku, czy też rozwiesić hamak? Jest cudownie!

Udanej niedzieli!


wtorek, 24 kwietnia 2012

Chwila wytchnienia

Ten widok zawsze mnie zachwyca. Łan zawilców na moim trawniku (a właściwie powinnam napisać "trawniku"). Rabatka stworzona wyłącznie przez naturę, a wygląda tak, że nie powstydziłby się jej nawet wytrawny ogrodnik. Jak to dobrze, że nie mieszkam na żadnym osiedlu willowym, tylko na prawdziwej wsi i mogę sobie pozwolić na zostawienie pola do działania dzikiej przyrodzie.



























Zakwitły też dzikie pierwiosnki, a te na rabatce są właśnie w pełni kwitnienia.


Na jabłoni przysiadł sobie szpak. Niestety nie po to, żeby pozować do zdjęcia, ale żeby zrobić sobie toaletę.




 


















A ja już od tygodnia męczę się nad przygotowaniem grządek warzywnych. Oczywiście, żeby wiosną mieć dobrą glebę, trzeba o nią zadbać jesienią. A kto tego nie zrobił, a ma takie warunki glebowe jak ja, temu pozostaje rycie w zbitej glinie wiosną. Cóż, w zeszłym roku na miejscu powstającego warzywnika był malinowy gąszcz i zachwaszczone poletko truskawkowe. Teraz maliny są przeniesione, a młode sadzonki pobrane z truskawek czekają w doniczkach. W sobotę byłam już bliska ukończenia całej pracy, niestety lunął deszcz (który właściwie z różną intensywnością utrzymuje się do tej pory) i musiałam przerwać. Teraz czekam aż ziemia trochę przeschnie. Dobrą stroną tej sytuacji jest to, że mój przesilony nadgarstek może trochę odpocząć.


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Światowy Dzień Książki



Podobno w zeszłym roku 56% Polaków nie zajrzało do ani jednej książki (a wliczano tu również słowniki, encyklopedie, poradniki i książki kucharskie). Wśród osób z wyższym (!!!) wykształceniem ten odsetek wyniósł aż 26%. A dziś Światowy Dzień Książki (i Praw Autorskich) i w związku z tym przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Realizacja już wkrótce :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Wpis nr 80

Dzisiejszy poranek przywitał mnie znowu śniegiem i muszę przyznać, że była to niespodzianka, która mnie przybiła. Na szczęście później było już lepiej. Wtorek to u nas dzień targowy. Wizyta na tym targu to przeżycie, którego nie podejmuję się opisać słowami, w każdym razie ma się wrażenie uczestnictwa w czymś niemal żywcem wyjętym ze średniowiecza. Co prawda oferowany asortyment nieco się zmienił od tamtych czasów, ale sposób handlowania i infrastruktura (czyli jej kompletny brak) pozostały niemal niezmienne. Szczególnie malownicze było grzęźnięcie w błocie obok stanowisk z żywymi kurami. Nie myślcie jednak, że udałam się na targ, żeby zakupić kurę. Można na nim dostać wszystko, a ja wybrałam się tam po coś wdzięcznego i kolorowego do mojego ogrodu. Zakupy zrobiłam niewielkie, bo sezon na kwiaty się dopiero rozkręca, a i dzisiejsza pogoda wyjątkowo nie sprzyja zajęciom ogrodniczym, ale za to bardzo urokliwe.

























Jaskry to jedne z najwdzięczniejszych wiosennych kwiatów, szczególnie w tak delikatnych kolorach. Pelargonia to z kolei najbardziej klasyczna klasyka, choć akurat białą bardzo rzadko widuję.




























O koleusie już pisałam, teraz rozpoczynam masową produkcję. W tym roku mam zamiar po raz pierwszy uprawiać koleus w gruncie, chcę obsadzić nim przedogródek. Myślę, że do lata uda mi się wyhodować odpowiednią ilość sadzonek. (Dlaczego to zdjęcie jest obrócone musicie zapytać bloggera).









Na zakończenie jeszcze zapowiedź. Dzisiejszy wpis jest osiemdziesiątym na moim blogu. Myślę, że setny będzie dobrą okazją, żeby przygotować miłą niespodziankę dla moich czytelników. Już się nie mogę doczekać :). Sądzę, że będzie to również powitanie lata.

sobota, 14 kwietnia 2012

Już (prawie) lato!


Chyba już czas, żeby pokazać efekty moich działań remontowych. "Bawiłam się" (cudzysłów jest tu doprawdy ironiczny, bo w pewnym momencie miałam serdecznie dość) nie tylko w malarza pokojowego i tynkarza, ale także w tapicera. Myślę jednak, że mój wysiłek został nagrodzony i rezultat jest... całkiem całkiem. Przy okazji uratowałam starą kanapę i fotel (lata i kocie łapki i pazurki niestety zrobiły swoje), co jest oczywiście dobre dla środowiska, choć zabójcze dla gospodarki. Mam tu na myśli makroekonomię (popyt wewnętrzny i te sprawy), jeśli chodzi o mikroekonomię, czyli mój domowy budżet, to było to jednak dosyć korzystne.
Kiedy się tu przeprowadziłam, myślałam, że urządzę dom w stylu "białe na białym", ale oczywiście zabrakło mi konsekwencji. Poza tym po zimie jestem spragniona kolorów. Darowałam sobie już wiosenne pastele i w moim salonie panuje lato. Kwitnące, bujne i kolorowe.


Tapeta na ścianie nie jest przyklejona, tylko przybita pinezkami, bo to dekoracja tymczasowa, która będzie się zmieniać. Tak na marginesie dodam, że została jednogłośnie skrytykowana przez moją rodzinę i jest to chyba jedyny przypadek, kiedy zaproszeni goście czują się w obowiązku poinformować gospodarza, że wystrój jego domu im się nie podoba ;). Cóż, mnie się podoba, a nowe białe obicie kanapy (własnoręcznie uszyte) na jej tle świetnie się prezentuje. Dokonałam też dalszego sabotażu krajowej gospodarki, decydując, że nie potrzebuję nowego stolika do kawy. Tę rolę będzie spełniać kilka taboretów, które mam już od dawna. Przemalowałam je zresztą w innym celu już w zeszłym roku, a teraz niespodziewanie okazało się, że idealnie wpasowały się w nowy wystrój salonu.

























A tak przedstawia się część wypoczynkowa pokoju w całości. Można tu wygodnie posiedzieć, porozmawiać, poczytać książkę i pooglądać telewizję. Albo pogapić się na kominek. Oczywiście wystrój będzie się jeszcze zmieniać wraz z porami roku i w miarę potrzeby. Na pewno pojawi się więcej książek! Wszystkie kolorowe elementy są łatwo wymienialne, niewykluczone więc, że na zimę powrócę do pierwotnego (białego) planu. Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć, jak było przedtem, to zapraszam TU. A teraz już pędzę odrobić dniówkę w ogrodzie!

wtorek, 10 kwietnia 2012

Poświątecznie






































Wielkanoc już za nami i czas wrócić do codzienności. Dziękuję za wszystkie życzenia, mam nadzieję, że święta upłynęły wam równie miło jak mnie.
W tym roku postanowiłam zaprosić całą rodzinę na wielkanocne śniadanie do mnie. Na szczęście udało mi się w porę uporać z remontem w salonie i mogliśmy spokojnie świętować. Było to właściwie pierwsze przyjęcie, jakie tu zorganizowałam, dotychczas wszyscy goście, którzy mnie odwiedzali musieli się pogodzić z wieloma niedociągnięciami ("przepraszam, że to, czy tamto, ale sami rozumiecie, urządzam się, robię remont..."). Tym razem wszystko było już jak należy i myślę, że imprezę można zaliczyć do udanych. Co prawda po śniadaniu zaplanowane wylegiwanie się w słońcu w ogrodzie i spacer musiały zostać zastąpione siedzeniem przy kominku i oglądaniem śniegu padającego za oknem, ale i tak było przyjemnie. Mam tylko nadzieję, że kwiecień przestanie już w końcu przeplatać, bo psuje mi to plany ogrodnicze.

piątek, 6 kwietnia 2012

Przedświątecznie

Wpadam tylko na chwilę, żeby coś zablogować. W ostatnim czasie sporo się u mnie zmieniło, ale o tym napiszę po świętach. Dziś tylko - przedświątecznie - kilka ujęć z ogrodu. W ciągu tygodnia doświadczyliśmy wszystkich pór roku, w środę przypadła akurat kolej na lato i mogłam się wreszcie nacieszyć krokusami w słońcu.































A teraz wracam do mazurków, bab i pasztetu ;)